Dzisiejszy dzień był jednym z tych w których Jake znikał. Po pracy postanowiłam przejść się po mieście i trafiłam do jakiegoś baru. Postanowiłam zaszaleć i zamówiłam sobie jakiegoś egzotycznego drinka. Podając barmanowi pieniądze zauważyłam znajomego mi mężczyznę siedzącego po drugiej stronie baru. Ian! Jezu! Jak ja go dawno nie widziałam. Prawdopodobnie nie pracował już w moim sklepie. Teraz jednak wyglądał jak nie on, lekko podpity siedział samotnie. Nie krępując się podeszłam i przysiadłam obok.
- Cześć Ian. Od kiedy to Wielcy Podrywacze siedzą samotni?
- O Lily… Cześć… Czasami Wielcy Podrywacze mają dni słabości… ale mówię z góry. Takie dni nie trwają zbyt długo i w każdej chwili mogę reaktywować swój urok osobisty. – odpowiedział bez żadnego przekonania w głosie.
- Oh no dalej, co Cię gryzie? – postanowiłam pomóc jego smutkom.
- Nuda mnie gryzie. Chciałbym zrobić coś wow w swoim życiu a nie tylko być ciągle zawsze złym Ianem . Nudzi mnie praca, nudzi mnie alkohol. Szczerze, może lepiej by już było jakbym był jakimś włóczęgą. – powiedział i napił się kolejnego łyka Whiskey. W mojej głowie pojawił się nowy pomysł. Podróż. Zwiedzić ten niezwykły kraj. Tylko znów sama? Nie to odpadało. Nie jestem aż takim samotnikiem.
- Myślałeś kiedyś o zwiedzeniu całych Stanów? Z północy na południe? Ze wschodu na zachód? Taki trip. – zapytałam Iana który widocznie się zamyślił.
- Hm… to nie taki głupi pomysł. Jakby tak skombinowac jakiegoś starego vana… Hm… - zaczął intensywnie myśleć. Ja w tym czasie zamówiłam kolejnego drinka, teraz dla odmiany wzięłam jakiegoś dość intensywnego.
- Dzięki Lily! Właściwie już postanowiłem. Wezmę bare butelek Whiskey, paczkę fajek, załatwię vana i znikam stąd! – spojrzał na mnie uradowany.
- Ian… myślisz, że mógłbyś mieć tam towarzystwo? No bo wiesz, samemu to jednak tak niezbyt przyjemnie.
- Co masz na myśli?
- Myślę, że mogłabym Ci towarzyszyć.
- Hm… Czy ja wiem.
- Mój pomysł więc musze być jakaś częścią tegp.
- Niech mi będzie. – spojrzał na mnie i posłał jeden ze swoich firmowych uśmieszków.
- To kiedy wyjazd?
- Jak tylko załatwię vana.
Ustaliliśmy szczegóły i wyszłam z baru. Nawet nie zauważyłam kiedy zrobiło się ciemno. Wsiadłam w metro i jechałam słuchając odgłosów pociągu. Może być ciekawie. Zwiedzanie, wolność, zero ograniczeń. Jake się…. Jake! Ja z nim nawet o tym nie porozmawiałam! Mam nadzieję, że pojedzie ze mną. Jeżeli nie, to zawsze mogłabym go co jakiś czas odwiedzać. Właściwie obiecałam sobie, że będę niezależna. W takim razie trudno, ale jedzie ze mną albo niech spada. Tak, łatwo powiedzieć trudniej wykonać. Dopiero w domu dopadły mnie wątpliwości. Nawet tego nie przemyślałam głębiej.
- Olej to Lily. Jesteś młoda. To czas na ryzyko! – wyciągnęłam z lodówki czteropak piwa Jake’a. – Za pomyślność! – szybko wypiłam pierwszą puszkę. Po wypiciu kompletu piw wszystkie rzeczy były mi totalnie obojętne. Miałam ochotę się bawić. Puściłam więc na cały głos MTV i zaczęłam skakać po mieszkaniu.
- What doesn't kill you makes you strongeeeerrr – wydzierałam się jak szalona.
- Lily oszalałaś? Przecież ten blok się zaraz zacznie sypać! – nagle ktoś przerwał moją wybitną solówkę. Kto jak kto, ale Ty Jake? Teraz jak się tak świetnie bawię!
- Cześć Jake – powiedziałam obrkęcając się wokół osi. – Jak minął dzień?
- Yyy.. porządku. Lil, piłaś coś? – zapytał unosząc jedną brew.
- Tyci tyci- pokazałam dwoma palcami. Jake szybko się zorientował, że tyci tyci wcale nie oznaczało tyci tyci. Odwrócił się i spojrzał na stół obsypany pustymi puszkami.
- Tak rozumiem, tyci tyci.
- Nie gniewaj się, kocham Cię. – wyznałam. Po chwili szczerze zaczęłam tego żałować. Lily, do cholery?! Co Ty wyprawiasz. Nikogo nie kochasz i nikogo nie będziesz kochać! – Przyjacielu – szybko wytłumaczyłam. Jake'a uśmiech znikł i usta ścisnęły się w linkę.
- Jake, wyjeżdżam stąd. – może to odpowiednia chwila? Może zlituje się nad trochę pijaną Lil?
- Gdzie? – wyrzucił ze złością.
- Mała wyprawa przez całe Stany. Dołączysz się? Jake spojrzał na mnie a zaraz potem powiedział spokojnym głosem.
- Nigdzie z Tobą nie jadę, sama realizuj swoje kolejne głupie pomysły. Już znudził się Nowy Jork? To co? Podróż też się znudzi po paru tygodniach?
- NY się nie znudził, po prostu chcę to zrobić.
- Wiesz co Lil? Mam to gdzieś. Jedź sobie gdzie chcesz, ja się w to nie pakuję. – nawet nie wiem kiedy moje oczy wypełniły się łzami.
- Jake…
- Teraz Jake? Podjęłaś decyzję nawet ze mną tego nie omawiając. Ale racja! „Przyjacielowi” nie trzeba nic mówić!- powiedział do mnie z wyrzutem. – Na mnie nie licz, postanowione. – odwrócił się i zaczął iść w stronę drzwi. Metr przed nimi przystanął i odwrócił się, z jego twarzy zniknęła cała szczęśliwa aura. Jego zielone oczy były teraz posmutniałe. – I ja Ciebie też kocham Lil…
Dlaczego on z nią nie pojechał, ja się pytam ?!
ReplyDeletejak mogłaś ?! Ale to wyznanie na końcu było słodkie <3
[directionstory.blogspot.com]
uwielbiam to dziewczynko :*
ReplyDeletenowość u mnie na http://stole-my-life.blog.onet.pl/ zapraszam ;)
ReplyDeletei również proszę o powiadamianiu o nowościach ;*
Wow takie zakończennie tego rozdziału nie podziewalam sie;)
ReplyDelete