Tuesday, February 7, 2012

Nowy świat.

Witaj Nowy Yorku! Jesteś taki piękny! - krzyknęłam stojąc na Time Square. Gdzieś tutaj miał mnie znaleźć Will. Williama poznałam 3 lata temu kiedy wpadł do wujka do Londynu. Spędziłam z nim całe wakacje na sporach jak wymawiać pewne wyrazy albo parodiowaniu się nawzajem. Mimo, że był starszy ode mnie o jakieś 3 lata wcale nie wyglądał ani nie zachowywał się na takiego. Codziennie wymyślał coraz to głupsze rzeczy do robienia, skakanie na trampolinie w worku, kąpiel w stawie w parku. Zaliczyliśmy nawet wizytę w Disneylandzie i zabawę z 5 letnimi dziećmi. Właśnie wtedy Will obiecał, że kiedy wpadnę do NY on oprowadzi mnie i pomoże tutaj "przetrwać". Przyszedł więc czas na dotrzymanie obietnicy. Stanełam na środku jakiegoś placu czekając na mojego wybawcę, wokół mnie krążyło pełno ludzi i coraz bardziej się denerwowałam. Will, proszę, tylko nie nawal teraz! W tym momencie ktoś popchnął mnie i zaraz niebywale mocno prztytulił. Tak, to on! Odwróciłam się i oniemiałam. Stało przede mną 195 cm wzrostu, wlepiało we mnie swoje duże niebieskie oczy i poprawiało swoje brązowe włosy starannie ułożone na żelu. Z malego krepego chlopca wyrosl duzy, wysportowany mezczyzna.
- Will?! Cholera, to Ty?!
- Cześć Lily, miło Cię widzieć. Nic się nie zmieniłaś mała, ciągle taka chłopczyca!
No tak, wyglądałam dokładnie jak wtedy. Za duże tshirty, trampki... włosy jak zazwyczaj związane w kucyk. Nawet nie urosłam od tamtego czasu.
- Ale Ty wyrosłeś!- krzyknęłam. No tak, 3 lata temu był mniej więcej wyższy tylko o głowe. Teraz moje 165 cm mogło się schować! Patrząc na niego musiałam wysoko zadzierać głowę.
- Skąd! To ty zmalałaś! To co? Gdzie lecimy na początek?
- Mam tutaj adres mieszkania które wynajmuje przez pewien czas, mógłbyś mnie tam zaprowadzić? Tutaj podałam mu karteczke z wypisanem adresem. Chlopak spojrzal na mnie zatrapiony i schował kartkę do kieszeni.
- Lil, nie mogłaś poprosić mnie, żebym coś znalazł? Trafiłaś chyba na najgorsze z możliwych...
-No to super! - Pomyślałam. Jak zwykle musiałaś coś spieprzyć! Kwota z góry wpłacona, coż, trzeba będzie jakoś przetrwać!
- Dam radę, najwyżej będę spała z jakimś karabinem pod poduszką! To którędy?
- Proponuje metro mała!
- Ej sam jesteś mały, ja jestem niska!
- Zamknij się i chodź! Puścił mi najabrdziej chamski uśmiech jaki znam.
Nigdy nie byłam w miejscu gdzie było tylu ludzi na raz, ciągle kogoś zachaczałam ramieniem, ktoś na mnie wpadał. Na dodatek pomyslałam, ze czas zawdzwonić do rodziców i do Petera. Rozmyślałam o tym przez pewien czas, gdy w pewnym momencie zoorientowałam się, że zgubiłam Willa! Obkręciłam się wokół osi uważnie rozglądając się ale nigdzie go nie było.W oczy rzucił mi się wysoki Pan z kapeluszem i okularami podobnymi do Harrego Pottera, niedaleko niego stała grupka matelawców. Na przeciw ich można było zobaczyć dwie panie wyglądające na lalki Barbie. Niebotyczne obcasy, długie blond włosy i makijaż rzucający się na kilometr. Na ławce siedziała jakaś dziewczyna z giatarą śpiewająca cover Adele. Lubiałam Adele, a ten kawałek poprostu uwielbiałam. Blondynka miała niesamowity głos, chciałam ją poznać bliżej, porozmawiać. Wkońcu moje szans na odnalezienie Willa były bliskie zeru.
- Pięknie śpiewasz. - powiedziałam i usiadłam obok.
-Dzięki. - Zawstydzona odgarnęła włosy z twarzy i spojrzała na mnie czekoladowymi oczami.-Nie jesteś stąd prawda?
- Przyjechałam może z godzine temu. - odpowiedziałam zastanawiając się czy aż tak to widać - Tak bardzo rzucam się w oczy?- zapytałam trochę nieśmiało.
- Wyglądasz na zagubioną, ale nie martw się, też taka byłam przyejżdzając tutaj. Uśmiechneła się do mnie i zaczęła grzebać w torebce. Wyciągnęła paczkę chipsów i zaczęła mnie częstować.
- Dzięki, ale nie jem chipsow. Tak właściwie, to skąd przyejchałaś tutaj?
- Jestem z Francji, a do NY przyjechałam parę lat temu, aby się uczyć w szkole artystycznej. Od dziecka moim marzeniem było stać się światowej klasy gwiazdą, chociaż szanse na wybicie się w NY są znikome, nadal próbuję. Może i nadaremno,ale zawsze coś. Kocham śpiewać i chciałabym to robić zawodowo. Dopiero w tym roku załapałam się do małego musicalu, w którym tak czy siak gram drugoplanową rolę. Jakbym miała podjąc jeszcze raz decyzję o przyjeździe,nigdy bym się tu nie wybrała. A ty czemu przyjechałaś akurat do NY?
- Było to moim marzeniem od kąd byłam mała. Zawsze chciałam tu przyjechać, choćby na dwa dni. Teraz staję twarz w twarz ze swoim marzeniem i myślę co robić dalej. Chcę zmienić swoje życie, a przyjazd tutaj był pierwszym krokiem w tym celu. Swoją drogą, zgubiłam swoje przewodnika... miał mnie zaprowadzić, więc wziął karteczke z adresem pod który miałam iść. Ah, mam nadzieje, że zauważy, że mnie nie ma!
- Nie martw się, wróci. Lubisz śpiewać?
- Lubię... ale to nie dla mnie. Moje śpiewanie prędzej przypomnina okrzyki godowe waleni niż jakikolwiek śpiew.
Dziewczyna głośno się zaśmiała.
- Nawet się nie przedstawiłam - zażartowała dziewczyna. - Jestem Olivia, ale mów do mnie Liv.
- Lillianne, ale mów do mnie Lily.
Dziewczyna wyciągnęła dwie puszki Coli, rzuciła mi jedną i krzyknęła:
- Za naszą znajomość Lily!
Rozmawiałyśmy jeszcze z piętnaście minut o Nowym Yorku, muzyce, filmach... prawie o wszystkim. Wydawało mi się, że Olivię znam od dawna, dawno nie rozmawiało mi się z nikim równie dobrze. Kiedy zaczęłyśmy rozmawiać o jednym z moich ulubionych filmów poczułam na sobie czyjąś rękę która zmusiła mnie do odwrócenia się.
- Lil! Czy Ty chociaż raz mogłabyś się nie gubić? Czy Ty...
- Oh Will, nie denerwuj się. Zdarza się każdemu!- przerwałam mu. -O, właśnie poznaj Liv! Pokazałam na swoją nową znajomą.- Poznałam ją kiedy się zgubiłam!
- Hej jestem Liv!- szybko wtrąciła się w rozmowe blondynka
- Hej, William - w jego oczach w tej chwilii zabłysła jakaś iskra, widocznie dziewczyna wpadła mu w oko. - Przepraszam, że ta mała się do Ciebie przyczepiła! Spojrzałam na niego wzrokiem pełnym złości.
- Spokojnie, Lily tylko dotrzymała mi towarzystwa. Może przyłączysz się do nas?
- Jasne- Will usiadł, zajmując miejsce obok Olivii. - Widzę Cię tu pierwszy raz, a jestem tu dość często. Zawsze tu grasz?
- Nigdy nie gram na ulicach. Właściwie nie wiem co tu robię-odpowiedziała Liv. - Chyba przyszłam tu z powodu nudy, ostatnio nuda mnie wykańcza!
- Myślę, że mam pomysł jak temu zaradzić.
Taaa, kolejny ciekawy pomysł Willa. Zaprosi ją na romantyczną kolację do McDonalda czy do KFC? A może zabierze ją do kina na film akcji gdzie dziewczyna zaśnie? No, ciekawe...
- Może wpadłabyś wieczorem na impreze do mojego kumpla? Kawałek za NY.
- Właściwie i tak nie mam większych planów więc czemu nie? odpowiedziala wyraznie zadowolona dziewczyna.
Zaczeli ustalac szczegoly, rozmawiac o wszystkim i o niczym, kiedy do moich ciezko pracujacych szarych komorek doszedl urywek ich rozmowy.
- Mam nadzieje, ze bedzie Lily!
- Jasne, nie ma innego wyjścia!
Tak, wszystko ukartowane po za moim plecami. Nigdy nie lubiałam jakiś wielkich imprez, dlatego jak nigdy bałam się tej. Wielka impreza, basen, ponad setka ludzi! Lily, przecież Ty nawet nie masz w co sę ubrać!
- To ja jadę zawieźć małą do domu, widzimy się o 19 w tym miejscu? Dalej pojedziemy już taxi wszyscy razem?
- Ok- odparła zadowolona Olivia.
- To do zobaczenia.
- Hej!
Will złapał mnie za rękę i ciągnął do metra. Był cholernie zadowolony, szedł i nucił jakieś piosenki. Jak można poznać osobę i odrazu zaprosić na imprezę? Jak można iść na taką imprezę? Widocznie tu panują inne obyczaje, czas sie przyzwyczaić!
- Lil, szybko, zaraz odjedzie! I wciagnal mnie do wagonu. Drzwi odrazu zatrzasnely się i metro ruszyło.
- Co to za impreza? Spytałam chcąc się dowiedzieć czegokolwiek.
- Powiedzmy, że powitalna dla Ciebie. Zaczął się głośno śmiać a ja dałam mu kuksańca w bok. - Spokojnie Lil, mój kolega co jakiś czas organizuje takie. Popatrz jak Ci się poszczęściło! Pierwszy dzień tutaj a już zaczyna się Twoj raj, już ja Ci pokaże jak się bawi w NY.
Nie odpowiedziałam nic tylko zmartwiona spojrzałam na swoje buty. Nigdy nie lubiałam jakiś wielkich imprez. Zawsze wolałam pójść gdzieś z przyjaciółmi, choćby do jakiegoś pubu, nż chodzić na imprezy gdzie każdy szalał bez umiaru. Jak mam się tam zachowywać? Co zalożyć? Pewnie będą się śmiać z mojego akcentu... W co on mnie wpakował! Nagle głos Willa wyrwał mnie z mojego zamyślenia.Nawet nie zauważyłam kiedy minęla ta podróż,kiedy choćby wyjechaliśmy z centrum.
- Jesteśmy ruszaj się!
Wysiadłam i moim oczom ukazał się jakiś obszarpany budynek. Tak pewnie stacja, wyszliśmy obok i tu nie było wcale lepiej. Dom koło domu, każdy szary, odrapany, okna najczęściej zabite dechami. Pare przecznic dalej stał blok, w któym według Willa miałam mieszkać. Na co ja się piszę? Szliśmy kolejnymi ulicami, mijaliśmy kolejne odrapane domy aż staneliśmy przed jedynym wysokim budynkiem w okolicy.
- 2/15 tak? Dobrze widze?
- yup
-no to tutaj, sama gora.
Spojrzalam na budynek. Byl niebieski. Nie, stop. Kiedyś był niebieski, teraz gdzie nigdzie można było zobaczyć kawałki niebieskiego tynku, który i tak wyglądał jakby zaraz miał odlecieć. Wchodząc do klatki troszkę się przeraziłam. Schody, prawie zrujnowane, na ścianach graffitti w niezbyt dobrym stylu.
- Sama gora, nie stoj tak.
Zaczelam prawie biec na sama gorę, po drodze potykajac się o ubytki w schodach.
- Jestesmy!
Przede mną na drzwiach wyryty był numer 15, klucze byly w zamku... Pieknie. Ciekawe ile osob zdazylo juz wejsc i cos ukrasc! Bylam zla, zdenerowana, aaaa! Wszystko się we mnie gotowało. Wzielam swoje rzeczy otworzylam butem drzwi i weszlam do srodka...
- No, no. Nie takźle - zaczal się smiac Will. - Ale ja już muszę lecieć, dasz sobię radę! Wiesz którym metrem dojechać i o której masz tam być, więc do zobaczenia, ubierz się jakoś wow!
- Hej...
Zamknelam za nim drzwi. Oh, powiedz tylko, ze to jakis kiepski sen. Runelam na stary skorzany fotel. Wlasciwie, w samym mieszkaniu nie bylo tak zle. Stary, moze 20 letni telewizor stal na pieknej szafce, zrobionej z ciemnego drewna. W rogu stala sofa obita czerwonym materialem. Na południowej ścianie było ogromne okno które dawało widok na całą okolicę. Sypialnia była zrobiona w karmelowych i kremowych odcieniach. Miala okno na zachod skad teraz dochodzily ostatnie promienie slonca. Polozylam swoje rzeczy na lozku i zaczelam poszukiwac czegoś na wieczor. Moim wyborem padly czarne krotkie spodenki i luzna oversizowa bluzka z motywem pepsi.
- Musi wystarczyć!
Czas mijal, mialam go coraz mniej. Musialam wziac jakas orzezwiajaca kapiel i zajac sie wlosami. Lazienka tez nie byla w sumie taka zla, odrapany prysznic, duze lustro, toaleta, umywalka. No ok. Po 30 minutach byłam mniej więcej gotowa. Wyprostowane włosy sięgały mi teraz mniej więcej do 3/4 pleców. Pewnie gdyby tu była teraz Natalie kazała by mi się jakoś umalować. Ja bym stawiała opór a ta dalej by machała tą swoją maskarą przed moją twarzą. Natalie! Rodzice! Czas zadzownić!
Wzielam z torebki mojego BB i wykrecilam numer mamy, teraz tylko zielona sluchawka i do dziela.
- Dasz radę Lil, dasz!
bip. bip. bip.
- Hallo?
- Cześć Mamo, tu Lily.
- Gdzie Ty się do cholery podziewasz? Przecież wiesz, że możesz chodzić gdzie chcesz, tylko masz mówić gdzie jesteś. Kiedy wrócisz?
- Jestem w Nowym Yorku.
-.... Czy to kolejny głupi żart Lilianne?
- Nie, naprawdę. Nie wiem kiedy wrócę.
- Czy Ty oszalałaś? Natychmiast wracaj!
- Wrócę, ale nie natychmiast, nie denerwujcie się. Mam pieniądze, tymczasowe mieszkanie, jest ok!
- Lily... uważaj na siebie. Biorąc pod uwagę wszystkie Twoje głupie pomysły, ten uważam za nagłupszy. Ufam Ci, ale na miłość boską, co Ty teraz wymyśliłaś?! A jeśli Ci się coś stanie?
- Mamooo, daj spokój jestem dorosła. Zawsze sobie dawałam radę to i teraz dam. Muszę kończyć, dbajcie o siebie kocham Was ! PA!
I szybko rozlaczylam się. No coż, nie poszło tak źle. Cas wychodzić!
- Pieprzone drzwi! Jak je zamknąć? Aaaa!
Kopłam raz i poczulam, że wkońcu drzwi się zamknęly. Teraz przekrecic kluczyk i wkoncu gotowe. Zbieglam na dol i zaczelam isc w strone stacji. Dalej nie umiałam się przyzwyczaić do tego miejsca... było tu dośc biednie i ponuro. Wkońcu dotarłam na miejsce w samą porę. Idealnie, pociag za 2 minut!. Mam nadzieje, ze wygladam calkiem ok. Zaczelam sie troche denerowowac. Nagle poczulam, żę ktoś łapie mnie za reke i zaczyna do mnie mowic:
- Mialas zostac w domu, mowilem Ci zero wychodzenia! Spadaj do domu!
Odwrocilam sie do niego przodem i spojrzalam na chlopaka ktory byl teraz calkowicie zmieszany. Mial ciemne wlosy i intensywne niebieskie oczy. Usmiechnal sie lobuzersko i rzekl:
- Wybacz, pomylilem Cie z moja mlodszą siostrą.
- Nic się nie stało.
- Oh ale uroczy brytyjski akcent! Zaśmiał się. - Ian - przedstawił się i wygiął usta w półuśmiech.
- Lily.
- Witaj Lily, a zarazem cześć! Czas na mnie!
I poszedł w stronę budynku stacji benzynowej. W tym czasie przyjechał mój pociąg, miałam jakieś 10 minut na rozmyślenia, wyrzuty i wątpliwości. Mimo, że droga do przejechania była króka wszystko dłużyło mi się w nieskończoność. Wychodząc z kolejki myślałam, że zamiast 10 minut minęła conajmniej godzina.
Na placu już wszyscy czekali. Był, Will, jakiś jego kolega i Livia.
- No wkońcu! -krzyknął i zamachał na taxi.
- Wsiadamy !
Po 10 minutach byliśmy na miejscu. Ogromny dom z dużym basenem. Wszędzie głośna muzyka, pełno alkoholu. Conajmniej setka osób! Wprowadzili mnie do srodka i zaczeli przedstawiac.
- Casper, Olivier, Zayn, Zach, Jake, Stev, Chris... i tak dalej.
Łudźcie się, że Was zapamiętam HA HA HA ! Od razu jeden z nich przyniósł mi kubek który okazał się jakims drinkiem. Lubialam tanczyć, chociaz z moim ksztaltami bylo to dosc komiczne. Chude, patykowe nozki, znikome biodra, male piersi. Maly ruszajacy sie patyczak! Wokol mnie ciagle krecilo sie pare tych samych osob - dwie dziewczyny - Esther i Caroline oraz chłopak Caroline i dwoch obcych. Jeden z nich mi sie przedstawial i nawet przynosil co chwile cos do picia. Moze wpadlam mu w oko? Nie, Lil nigdy nie wpadala nikomu w oko. Chlopak podszedł do mnie i zaczal tanczyc blizej.
- I jak Lily? Jak sie bawisz? Podoba Ci sie tutaj?
- Jest ok! Myslalam, ze nie przystosuje sie tutaj ale jest calkiem niezle.
W tle leciala jakas piosenka prawdopodobnie Davida Guetty, moje cialo tanczylo coraz swobodniej gdy nagle chlopak chwycil mnie i wrzucil do basenu. Nie! Tyle czasu prostowania wlosow na marne! Ciuchy mokre! Co za kretyn! Zla wynurzylam się na powierzchnie! Moj telefon!
- Uspokoj sie, wyjelem Ci go, lezy w mojej kurtce! Powiedzial, gdy zaczelam nerwowac szukac po kieszeniach.
- Odbilo Ci?
- Witaj w NY malenka!
Sciagnal kosuzlke i moim oczom pokazalo sie jego cialo, moglabym rzec, doskonale. Zarysowane miesnie na oliwkowym odcieniu skory. Bylam pod wrazeniem.
- No niezle, ale to nie pozwala Ci wrzucac mnie do wody kiedy masz ochote!
- Ok, to wychodzimy, masz ochote na jakiegos drinka?
- Wr! Mozesz przyniesc, przynajmniej pozbede sie Ciebie na pare minut!
Zanim wyszedł zdążył mnie jeszcze z dwa razy ochlapać i pozanurzać,wychodząć z basenu przyciągnęłam uwage prawie każdego tutaj. Nienawidze byc w centrum uwagi. Mokra poczlapalam do wczesniej poznanych znajomych kiedy podszedl Will i z ironia zapytal:
- Jak tam leci? Woda w basenie ciepła?
- Oh come on Will, zamknij się. Twoi koledze to debile. Jak z Liv?
- Dobrze Cie czasem zgubić gdzieś, przynajmniej się przydajesz. Liv jest super! A teraz wracam do niej, widzę, że dobrze dajesz sobie tutaj radę!
Uśmiechnął się i poszedl, na szczescie. Nagle z za moje glowy wyskoczyl kubek i uslyszalam smiech.
- Ah dzieki, co Tym razem?
- Mocniejszy dla mocnej dziewczyny.
- Oh, dzieki!
I napilam się.
- Fuj! Chyba przesadziles!
- Ty nie dasz rady? Zaczal sie ironicznie smiac.
- Dam. Tu uznalam, ze wypije wszystko na raz! A co, nikt nie bedzie mi mowil czy dam czy nie dam rady.
- No, niezla jesteś.
To byl blad, po chwili w mojej glowie zaczalo sie cos dziac. Tracilam kontrole, a chlopak wciaz przynosil mi cos do picia, tym razem jednak prawie wogole nie wyczuwalam alkoholu. Albo sie znieczulilam albo uwazal ze mam dosc, no moze wcale nie byl taki zly!
- Lil, ale jestes teraz zabawna!
- Jak Ty sie wogole nazywasz?
- Jake, milo wiedzieć, że pamiętasz!
- Sluchaje Jasper...
- Jake!
- Mniejsza, ktora godzina?
- Polnoc?
- O ktorej wracamy? Zapytalam opierajac sie na jego ramieniu, moja glowa wydawala sie teraz taka ciezka!
- Rano mala, rano! Jeszcze cala noc przed nami!
Jake wzial mnie na za reke i zaczelismy tanczyc. Potem moja kontrola nad sobą całkowicie zanikła. Pamięć nagle przestała funkcjonować.
Obudziłam się rano w dziwnym pokoju leżąc na czyimś torsie. Szybko wstałam i poczułam pulsujący ból w głowie! Kac... Nie, no nie! Szybko zlapalam za pierwszy lepszy kubek i zaczelam pic jak najszybciej. Piwo, oh. Nigdy go nie lubiałam lecz teraz okazał się wspanialym napojem leczniczym.
- Witaj malenka - powiedzial glos chlopaka z ktorym prawdopodobnie spalam. Kojarzylam go skads, a tak to Jasper? James? Jake! Tak to byl Jake.
- Co ja tu robię? Zapytalam zmieszana i zawstydzona.
- Spalas, na mnie. Zasnelaś, wiec przynioslem Cie tutaj. Lezalem kolo Ciebie kiedy odwrocilas się, niesamowicie pocalowalas i polozylas na mnie. No, powiem Ci, niezle calujesz!
Moja mina musiala byc nieziemska. Pocalowalam. obcego. faceta... spalam. z. nim.
- Wydaje mi sie, ze musze juz isc. Jak stad dojade na Time Square? - dalej musiałam jeździć do centrum, by trafić do domu. Pewnie dopiero po jakimś czasie nauczę się normalnie funkcjonować tutaj.
- Odprowadze Cie do metra!
Super. Musialam iść z facetem, ktorego pocalowalam. Nieswiadomie. Z ktorym spalam. I nic nie pamietam! Cholera! Wzielam swoje BB i zobaczylam okolo 70 nowych kontaktow. Cudownie. Ciekawe ile bedzie nowych wiadomosci. Z ciekawosci zajrzałam do folderu ze zdjeciami. 560 nowych zdjec! Kiedy? Spojrzalam na pierwsze. Ja i Jake w basenie. Calujacy sie... Drugie. Ja i Jake skaczacy na trampolinie. Trzecie. Ja i Jake.. Czwarte... Ja i Jake. Kurcze! Pieknie! Co ja pieknego narobilam? Nigdy nie tracilam kontroli nad alkoholem, a pilam nie malo!
- Co mala, czym sie przejmujesz?
- Niczym, niczym...
Wolałam nie poruszać tematu, wygodniej bylo mi milczeć.

Po przyjezdzie na moja stacje, potoczylam sie do sklepu spozywczego po jakies napoje i moze cos do lodowki. Zrobilam zakupy, dosc smieszne, makaron, gotowy sos, i 4-5 litrow wody. Podeszlam do kasy i rzucilam tym.
-Ciezka noc, co?
- Mozna tak powiedzieć.
- No to już wiemy, że Lil nie jest grzeczną dziewczynką.
Spojrzałam na sprzedawce, znajoma twarz, a tak, Ian. Spojrzal na mnie teraz robiac swoj wyjątkowy połusmiech.
- Cześć Ian, to ile place?
- 5 $ plus kawa ze mna podczas lunchu.
- Oh dobrze, co mi tam. Niech strace i podalam mu banknot.

Moja głowa była już w lepszej kondycjii a do lunchu zostało 15 minut, postanowiłam pospacerować do tego czasu po okolicy. Dziś jakby dzielnica ożyła, co chwile mijały mnie dzieci na swoich rowerkach, starsze kobiety robiące zakupy albo grupy nastolatków zmierzających na metro. Przywyczaje się. Na pewno. Nie jest tu tak źle! Spacerowałam jeszcze chwilkę i uznałam, że czas wracać po Iana.

- No to niech zgadne, przyjechalaś żeby podbić świat?
- No powiedzmy - przytaknęłam i napiłam się taniej kawy z automatu. Tak, w okolicy nie ma żadnej kawiarni więc postanowiliśmy pójść do automatu po kawe i przysiąść na ławce w małym parku.
- Ja podbijam dziewczyny a Ty świat, spojrz ile mamy wspolnego.
- Haha, no niech Ci bedzie.
- Zawsze jestes taka ą, ę?
- Nie, tylko jak spotykam wielkich podrywaczy.
- Nikt się nie opiera wielkim podrywaczom. Ale spokojnie, Wielki Podrywacz ma inny punkt zaczepienia, a nie mam pojęcia czemu Cie lubie. Jesteś taka mało tutejsza.
- Nie dziwne skoro jestem tu od wczoraj.
- Dalej masz śmieszny brytyjski akcencik. To takie urocze- zaczął się śmiać i próbować naśladować mój styl mówienia.
- Oh, skończ. Przynajmniej mówie jakoś porządnie a nie tak jak Wy tutaj, niedbale, byle powiedzieć.
- Nie spinaj maleńka, jeszcze polubisz nasz american akcent! - powiedział i puścił oczko - Muszę lecieć, trzymaj się Lil, uważaj, żeby Nowy Jork Cie nie zniszczyl!
- Milego lamania serc!
I powoli potoczylam sie do domu...

3 comments:

  1. Świetne, świetne, świetne <3
    Chcę więcej i czekam na 3 <3

    *:

    ReplyDelete
  2. Świetny blog, świetne opowiadanie ;)

    ReplyDelete
  3. Piszesz niesamowicie pięknie! No po prostu brak słów;)

    ReplyDelete