Thursday, February 16, 2012

Zaskoczenie.

Ciężki poranek po szalonej nocy. Moja teraz niesamowicie ciężka głowa opadała w dół szukając miejsca oparcia. Wstanę, po prostu wstanę. Moje dłonie ulokowały się przy końcu łóżka by odbić mnie od łóżka, naprężyłam mięśnie i jednym ruchem opadłam na łóżko.
- Więcej nie piję! - obiecałam sobie poraz kolejny.
Nie mogłam się tak łatwo poddać. Tym razem wpadłam na genialny pomysł! Po prostu potoczyłam się z ogromnego łóżka i runęłam na ziemie. Genialny pomysł? Małe przejęzyczenie. Złapałam się krawędzi łóżka i powoli podciągnęłam się do góry. No, no Lil... niezły widok. Trzy puste litrowe butelki po wodzie, jedno opakowanie soku jabłkowego. Na stoliku stała niedopita przeze mnie szklanka coca coli więc pośpiesznie chwyciłam za nią i wypiłam duszkiem do dna. Cola przyniosła minimalną ulgę więc mogłam powlec się do łazienki. Wchodząc oparłam się o półkę i spojrzałam w lustro. OMG! Nieźle się urządziłam. Moje włosy skleiły się w jeden tłusty kołtun, według mnie... niemożliwy do rozczesania. Twarz wyglądała co najmniej krytycznie- moje oczy były podobne do skośnookich dziewczynek z tym, że był mocno niebieskie. Cienie pod oczami sprawiały, że mogłabym śmiało zagrać niejednego wampira. Zdegustowana swoim wyglądem postanowiłam wziąć orzeźwiający prysznic. Kidy tylko zmusiłam swój organizm do tego, odkręciłam kran, który uronił parę kropel. Zauroczona spoglądałam na cieknące jedna po drugiej póki pierwsza z nich nie uderzyła o dno kabiny. Moja miłość do nich zgasła. Krople wydawały mi się niesamowicie głośne, bębniły uderzając o dno. Nie mogłam marudzić, zdesperowana przyniosłam słuchawki z sypialni. Zadowolona założyłam je na głowę i naga weszłam pod prysznic. Krople już mi nie przeszkadzały, delikatnie obmywały moje ciało dając mi lepsze samopoczucie. Kiedy do mojego ciała wróciły minimalne pokłady energii postanowiłam ściągnąć słuchawki i umyć włosy. Pewnie zamieniłam je miejscem z moim ulubionym szamponem który stał na małej półeczce. Szampon pachniał teraz rewelacyjnie! Zapach mięty rozprzestrzeniał się teraz po mojej łazience i dawał mi orzeźwiającego kopa. Z cierpliwością próbowałam rozczesać chaos na mojej głowie, który powoli przegrywał walkę z moimi palcami. Rozczesane włosy w końcu opadły na moje ramiona i wtopiły się w moje ciało. Nienawidziłam wychodzić spod prysznica... mogłam tu stać godzinami. I pewnie gdyby nie fakt, że moja skóra zaczęła przypominać skórę 60 letniej staruszki, zostałabym tam jeszcze z tydzień. Ostatnia minuta. Ewentualnie dwie. Siedem? Nie...  Oczyściłam twarz po raz setny i zakręciłam wodę. Chcąc odłożyć na miejsce szampon, który teraz pływał w moim brodziku spojrzałam na półkę. Nie.... Czemu ja jestem taka głupia? Jak mogłam wziąć moje nowe słuchawki? Lily! Zdemotywowana swoją inteligencją wyszłam i owinęłam się ręcznikiem. Włosy na mojej głowie skręciły się dość mocno, mogłabym się założyć, ze wyglądałam teraz na coś podobnego do barana. - A co mi tam, nie chce mi się ich czesać, raz mogę wyglądać na idiotkę. No dobra, nie raz - pomyślałam. Nagle usłyszałam mój super ekstra dzownek. Metaliczny odgłos rozniósł się mojej głowie niszcząc jakiekolwiek nadzieje na ratunek. Zdenerwowana podeszłam do drzwi i otworzyłam.
- Mmmm Lily, widzę przyszłem w samą porę. - powitał mnie widocznie zadowolony Ian.
- Wejdź, tylko błagam...nie mów tak głośno. Aaa i jeszcze jedno, nigdy w sobote rano nie używaj tego głupiego dzwonka!!!! - wyrzuciłam do niego przez zaciśnięte zęby.
- Lubie skacowaną Lily, sama słodycz.
- Oh shut up. Wchodź już i rozgość się. Tam jest lodówka, tam napoje. Tu nowoczesna plazma z możliwością wejścia na facebooka - pokazałam na mój stary telewizor.
Ian wybuchł śmiechem a ja poszłam się ubrać. Wybrałam krókie spodenki i jakąś kosuzlkę na ramiączkach. Co prawda, była nieco zbyt krótka ale miałam to gdzieś. Myślę, że Ian także. Wróciłam do chłopaka i usiadłam na sofie, bo oczywiście kolega już musiał zająć mój ukochany fotel.
- Co Cię do mnie sprowadza? - zapytałam chłopaka który właśnie czytał moją ulubioną książkę.
- Właściwie to Ty. - spojrzał z nad książki i wygiął usta w pół uśmiech.
- Daj spokój i mów. Nie mam dobrego dnia, wstałam z bólem głowy, wykąpałam się ze słuchawkami na uszach. Nic dobrego ogólnie. - Ian odłożył książkę i spojrzał na mnie jak na idiotkę.
-Co? Jak to? Wykąpałaś sie w sluchawkach?
- Myślałam... że ściszą dźwięk kropel... - przyznałam sama nie pojmując swojej głupoty.
- Lily, jesteś najbardziej posraną osobą jaką znam. - zaczął się śmiać. - Wykąpać się ze słuchawkami.- powtarzał. - Niezłe.
- Dobra, wiem, wiem. Ale skoncz juz. Mow lepiej po co wpadłeś.
- Hm... jutro wieczorem wyjeżdżamy. - powiedzial całkowicie spokojnym tonem.
No chyba go pogrzało. Miałam jeden dzień na wszystko? Pakowanie się? Sprawa pracy? Pożegnanie?
- Oszalałeś?
- Nie ma na co czekać, lato nie trwa wiecznie malutka. - powiedział. No tak, tu akurat miał rację. Z dnia na dzień dni robiły się coraz krótsze a temperatura nieco spadała.
- Nie wiem czy zdążę.
- Pamiętaj, nie musisz jechać.
- Jadę, Koniec kropka. Jutro 20 pod moim domem?
- Pasuje.
Postanowione, kolejna nieprzemyślana decyzja w moim całkowicie nie przemyślanym życiu... TRUDNO! Bez ryzyka nie ma zabawy! Rozmawialiśmy jeszcze trochę o naszych planach, o potrzebnych rzeczach. Potem Ian wyszedł i zostałam sama ze sobą. Brakowało mi Jake'a jednak nie mogłam sobie pozwolić na jakie kolwiek uczucia. Nie chciałam by ludzie przywiązywali się do mnie ani ja do nich. Nie chciałam ich ranić ani by oni ranili mnie. Moje życie miało być niezależne od nikogo. Nie mogłam być z kimś, a potem nagle wyjeżdżać i anić go. Wolałam po prostu być i tyle. Nie pomyślałabym wcześniej nawet o tym, że mogę kogoś polubić tak jak Jake'a. Ale koniec. Jake to przeszłość.

Popołudnie spędziłam gromadząc zapasy i kupując potrzebne rzeczy z listy która dzisiaj rano napisał Ian. Latarka? Jest. Śpiwór? Jest... Kompas? Jest. 2 grube zeszyty? Są. Po co zeszyty? Ano właśnie. Rozmawiając rano uznaliśmy, że ciekawie będzie jeżeli spiszemy całą podróż w formie dziennika. Zawsze będzie to jakaś nasza pamiątka. Kto wie? Może kiedyś pokaże to swoim wnukom? Zaśmiałam się sama do siebie i wzięłam się za dalsze przeglądanie listy. Została mi ostatnia pozycja, totalnie nie zrozumiała dla mnie ale trudno. Prezerwatywy... Po cholere mu prezerwatywy? Dopisek: " 10 opakowań po 3 sztuki"... Może Ian znajdzie jakieś praktyczne zastosowanie ich prócz seksu? Nie pewna siebie podążyłam do apteki. Cholera! Przecież ja się nawet na nich nie znam... Żelazna dziewica Lily miała kupować prezerwatywy w hurtowych ilościach. Śmieszne. Stanęłam przy stoisku i wzięłam wszystkie możliwe rodzaje jakie były. Przynajmniej nie będzie marudził, że złe, chyba? Musiałam śmiesznie wyglądać kupując apteczkę oraz 10 kolorowych paczuszek kondomów. Jeszcze jak to ja, po uśmiechu ze strony czarnoskórej kasjerki zawstydziłam się a moje policzki oblały się ogromnym rumieńcem. Pośpiesznie wpakowałam wszystko do torebki i pędząc ku drzwiom potknęłam się o wystający próg. Runęłam jak długa a całą zawartość mojej torebki wysypała się na czyjeś buty. Niezdarnie podniosłam głowę do góry i ledwo co wymówiłam ciche przepraszam. Moja twarz musiała teraz przypominać buraka. Nic więcej. Nagle człowiek na którego wysypałam zawartość torebki podał mi rękę i podniósł do góry.
- Mała niezdarna Lil, taka jaką znam! - Will zaczął się głośno śmiać. Moje policzki praktycznie piekły mnie ze wstydu. Szybko pozbierałam co było na ziemi i zamiast iść stałam jak sierotka na środku wejścia.
- Lil, nie wstydź się. Chociaż nie powiem, ilość zmusza do zastanowienia! - Will jak to Will. Zamiast pomagać pogrążał.
- Śmieszne wiesz... Tak przy okazji, jutro wyjeżdżam.
- Już jutro? Gdzie? To dlatego takie zapasy?
- Właściwie nie mam obranego celu. Te... te... te... to nie dla mnie.
- No właściwie to od początku wiedziałam. Chyba nie miałabyś szans na założenie tego... chociaż?
- Zamknij się Will!
- Szkoda, że już jedziesz. Myślałem, że poimprezujemy jeszcze trochę... - przybrał smutną minę. - Wyślesz mi pocztówkę?
- Pewnie głupku. Nawet dwie!
- Uwielbiam Cię Lily!
- Ja Ciebie też. - spojrzałam na zegarek w telefonie - Musze już lecieć! Napiszę do Ciebie! Cześć. - przytuliłam chłopaka i zatęskniłam ze męskim dotykiem. Męskim? Właściwie był jeden mężczyzna który przytulał mnie w taki niesamowity sposób.

Miałam wrażenie, że taksówka jechała do mnie do domu co najmniej pięć godzin. Zdążyło się już ściemnić, Nowy Jork zaczął zachwycać swoimi doskonale oświetlonymi ulicami. Nużącą podróż wynagrodził mi przyjemny taksówkarz który mimo, że był bardzo cichy, pomógł mi wnieść wszystkie zakupy. Otworzyłam drzwi i po kolei wnosiłam je do domu. Kiedy nareszcie wszystkie rzeczy stały już w rogu sypialni usłyszałam znienawidzony dzwonek. Pewnie Shanty była ciekawa co nowego kupiłam, ewentualnie Ian przyszedł mnie podręczyć. Otworzyłam drzwi i stanęłam jak wryta. Przede mną stał wysoki mężczyzna. Chłopak wyglądał strasznie, ubrudzony tshirt, długie znoszone spodnie i stare dziurawe trampki. Światło które dobiegało z mojego domu jednak nie oświetlało jego twarzy. Dopiero teraz zrobił krok do przodu i jego twarz oświetliło łagodne światło.
- Jake? - zapytałam z widocznym przerażeniem w oczach.



/ rozdziały są, ale sensu do pokazania nie ma ;-)!
może kiedyś? pisanie dla siebie jest fajne, ale pisanie dla innych zdecydowanie lepsze.
hiho !

8 comments:

  1. weź przestań ;* ja chce wiecej :c

    ReplyDelete
  2. ja ci kurwa dam nie ma sensu, dawaj je !

    ReplyDelete
  3. hej daje znać u mnie jest już 1 notka :)
    http://not-4give.blog.onet.pl/I-Dzien-narodzin,2,ID453735820,DA2012-02-17,n Zapraszam!!!
    -Antietam-

    ReplyDelete
  4. Cześć, Kocham Cię ! (:
    Uwielbiam ten rozdział <3 i skacowaną Lily także ; 3
    [directionstory.blogspot.com]

    ReplyDelete
  5. rozdział mega!

    http://ja-tutaj-nie-pasuje.blog.onet.pl/

    ReplyDelete
  6. Mega historia nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów xD

    ReplyDelete
  7. Podoba mi sie ta historia! A i jak to nie ma sensu? Sens jest!

    ReplyDelete