Monday, February 6, 2012

Ostatni dzień.

Otwieram oczy... Nie, nie, nie, nie... jeszcze chwilka. Pomyślałam i obróciłam się na bok. Oh Lily... nie możesz dziś zaspać, to twój ostatni dzień w szkole! Niezdarnie wygramoliłam się spod kołdry. Jeden kapeć. Drugi. Ohh come on, caly rok czekałaś na tą chwilę a teraz masz jakieś wątpliwości? No dalej maleńka! Wybierz ciuchy,do łazienki i ruszaj zdobywać świat. Yhym. Ciuchy... Niechętnie podeszłam do szafy świadoma konsenkwencji. Otworzyłam drzwiczki... nie minęła nawet sekunda kiedy tona ubrań spadła i powaliła mnie na ziemię. ehe. Ciekawe jak mam tu cokolwiek znaleźć!
Spódniczka? Nie! Odpada. Kto widzial mnie i spódniczkę?! Ok. Może sukienka? No już w miarę lepiej... Kwiatki? Nie. Na pewno nie. Czerwona? Nie pasuje. Granatowa? Za krótka! WRRR. Po kolejnych 15 minutach beznadziejnych poszukiwań złapałam ukochane jeansy, białą koszulę i poleciałam do łazienki.

Tylko co teraz zrobić z włosami? Mam za mało czasu by zająć się nimi... Spojrzałam w lustro.W odbiciu ukazała się strapiona dziewczyna o gęstych czekoladowych wlosach ktore falując opadały na jej ramiona. Porcelanowa, nieskazitelna cera z intenywnymi niebieskimi oczami. Oczy. To chyba je właśnie najbardziej lubię... Wypluwając pastę do zlewu zorientowałam się, co przeszkadzało dziewczynie w odbiciu. To na pewno były jej duże, pełne usta! Tak, szczerze ich nienawidziłam. Po co mi do cholery usta jak Angelina Jolie? No coż. Ale calośc właściwie nie wyglądała tragicznie.
- Ok, mogę iść.
- Tak? Wyglądasz jak zwykle... zwykła szara dziewczyna. Oh. Pomaluj się błyszczykiem? Albo maskarą? - uslyszalam glos którego za wszelka cenę nie chciałam dzisiaj uslyszeć... Natalie, moja mlosza siostra. Wysoka blondynka, niebieskie oczy. Pelne kobiece ksztalty. Tak... ideał hahaha. Jesteśmy jak ogień i woda. Totalne zaprzeczenie. Może i dobrze. Nie chciałabym być taką przypudrowaną laleczką.
- Nie, thaks Natt. Dobrze wiesz, że się nie maluję.
- No coż, jak tam wolisz. Chociaż raz w całym swoim życiu moglabys wygladac przyzwoicie-usmiechnela sie pod nosem.
- Wole wygladac jak kosmitka niz siedziec godzinami w lazience. Swoja droga Natt... roozmazał Ci się tusz!
Wystarszona blondynka od razu spojrzala w lustro a ja korzystając z okazji,  puściłam wodę i zaczelam chlapać jej idealnie wytapetowana buzke.
- Debilko! Wiesz ile czasu zajęło mi wyszykowanie się?
- Oh daj spokoj. To bylo przypadkiem. Lepiej leć się poprawić bo nie zdażysz do przyjaciółek. Powiedzialam to chyba najbardziej sztucznym glosem jakim potrafie.Urazona blondi poszla, pod nosem wymyślając stok przezwisk na mnie. Tak! To dobry początek dnia, Uśmiechnelam sie sama do siebie. Nagle przypomnialam sobie... Szkola! Spojrzalam na zegarek i przerazona przybralam tempo jednego z najlepszych sprinterow swiata. Jeszcze torebka iii... mam wszystko! Zbieglam na dol, zdazylam powiedziec zwykle pa i znaim ktokolwiek sie zoorientował, byłam już w autobusie.

Tak! Już po wszystkim! Koniec ze szkołą! Z niekończącą się nudą na lekcjach pana Benetta. Z nakazami, zakazami! Czas na spełnianie marzeń! Czas na zabawę! Teraz jeszcze tylko jedna mała kwestia. Oszczędności. Od 3 lat co wakacje pracowałam w restauracji wujka. Nie wydałam ani grosza. Jestem ciekawa, ile udało mi się uzbierać. Mam nadzieje, że wsytarczająco dużo.
- Tutaj są Pani pieniądze. Mam nadzieję, że jest Pani zadowolona z usług naszego banku!
- Tak, tak, oczywiście. Ile tego łącznie jest?
- Trzy tysiące osiemset siedemdziesiąt trzy dolary po przeliczeniu z funtów.
Moja usta automatycznie otworzyly sie uzyskując kształt idalnego koła. Co? Jak? Nie...
- Coś nie tak Pani Holmes?
- Nie. Skąd. Tu na pewno jest tyle?
- Tak. Możemy jeszcze raz przeliczyć, ale jestem pewien, że to jest właśnie taka kwota. Czy coś nie nie zgadza? Miało być więcej?
- Nie, nie, wszystko jest wporządku. Dziękuję, Dowidzenia!
Wyszłam najszybciej jak się da. Musiałam wyglądać jak wariatka. Stanelam na ulicy i dalej zastanawiałam się jak to możliwe. Ja? Sama? Uzbierałam? Aż? Tyle? nieeeeee. a jednak. sama Ty. Nagle zaczęła rozpierać mnie duma. Czułam się jakby świat stanął przede mną owtorem! Teraz mogłam już wszystko! Straczy mi! Już jutro miałam pożegnać całe swoje stare życie. Miałam zamknąć rozdział w moim życiu i zacząć pisać, nowy, wspanialszy, pisany według moich planów i moich decyzji. Tak, wspaniała myśl. Jednak były też minusy. Nie mogłam się z nikim pożegnać. Po pierwsze, skłoniło by mnie to do pozostania tutaj, a tak zdecydowanie nie mogło być. Już widzę kiedy żegnając się z Peterem mówie tak po prostu: No siemka, do zobaczenia kiedyś tam, za ileś tam, gdzieś tam. Ehe. Tak po prostu. Zero łez... Zero podważania decyzji. Peter nie pozwoliłby mi zrobić tego samej, a wiem, że on ma już plany. Chce zacząć studiować medycynę na jednej z najlepszych uczelni w UK. Jestem taka dumna z niego. Już kiedy byliśmy mali opowiadał o tym jak to będzie leczył ludzi na świecie, że bedzie slawnym lekarzem. Wspolnie kroilismy dzdzownice jako naszych pacjentow.
- Siostro Holmes, skalpel!
- Już się robi doktorze! I tu podawałam mu patyczek który w naszym świecie był najlepszym skalpelem na świecie ( mogę się założyć ze Peter dalej trzyma go w swojej szufladzie!).
Z Peterem spędziłam całe swoje dotychczasowe życie. Znałam go od podszewki. Wiem, że nienawidzi lodów czekoladowych ale samą czekolade pochłania niczym batona. Lubiał grać w gumę, mimo, że inni chłopcy od tego stronili. Peter, był, jest i będzie moim najlepszym przyjacielem. Nie potrafię się z nim pożegnać. Wiem, że do końca życia będzie miał mi za złe, że po prostu ot tak wyjechałam, zostawiając go tutaj. Napiszę do niego zaraz po przyjezdzie, obiecuje. Oby mi wybaczył. Po drugie, były by też sprzeciwy co do mojego wyjazdu. Mama? Tata? Tak, jasne. Już widzę te teksty - Broń Boże, nigdzie nie jedziesz! Czy z Tobą jest coś nie tak? Postradałaś zmysły? Tak, wiem, wiem. Martwicie się. Ale jestem już dorosła. Zaczynam nowy etap. Przeżyjecie. Będę do Was pisać jak najcześciej. Wybaczycie mi, przecież tak mocno mnie kochacie. Wszyscy mi wybaczą, tylko mi cieżko będzie wybaczyć sobie samej. Wkońcu zostawiam tu najważniejsze osoby w moim życiu. Bez słowa wyjaśnień, bez słowa pożegnania...

Jak gdyby nigdy nic upiekłam z mamą babeczki. Robimy to odkąd pamiętam, już mając jakieś trzy lata latałam z foremkami i pieklam. Zawsze robiłyśmy każda babeczkę inną i to wlasnie uwielbialam. Kazda z nich znaczyła coś innego i w każdą wlałyśmy inne uczucia, na przykład na dzień babci upiekłysmy babci babeczki które udekorowałyśmy w obrazki, na których było to, co się nam najbardziej z babcią kojarzy. Pamiętam, jak babcia zapytała co oznacza ta brązowa plamka na cieście a ja odpowiedziałam, że to klops, bo to właśnie klopsy mi się z nią najbardziej kojarzyly. Mysle, ze gdybysmy sie dzis zglosily do jakiegos babeczkowego konkursy, moglybysmy byc naprawde ciezkim konkurentem. Potem poszlam do taty, ktory jak zwykle w soboty ogladal mecz. Nie rozumiem, co fajnego jest w 22 biegajacych facetach za jakas mala, glupia pilka? No nic, ostatni dzień z tatą. Z mojego gardła wyszły dzwieki o ktore wczesniej nigdy bym sie nie posadzila: GOOL! No dawać! Podaj! Kartke mu! Tata zdziwiony spojrzal na mnie z ukosa lecz po chwili usmiechnal się i pomogl mi dopingować. Nigdy nie widzialam, zeby jakikolwiek mecz sprawial mu tyle przyjemnosci co ten. Po wygranym przez nas meczu pozmywalam naczynia i posprzatalam kuchnie. Bylo juz pozno, wiec znajac zycie wszsyscy w domu juz spali.

Weszlam do sypialni rodzciow, Ci, przytuleni spali jak aniolki. Uwielbiam moich rodzciow. Nigdy sie nie klocili, zawsze tacy zgodni i pelni milosci dla kazdego. Polozylam sie w kacie lozka i poczulam jak wilgotne robia sie moje policzki. Opuszczenie ich bedzie chyba najturdniejsza rzecza w moim zyciu. To takie ciezkie... ale musze sobie poradzi. Ochrypialym glosem wydusilam z siebie pare slow:
- Kocham Was. Kocham i zawsze będę. Jesteście wspaniali, nie znam lepszych od Was ludzi. Na pewno nie zrozumiecie moich działań. Wiem... Nie tylko Wy. Ale obiecuje, że wróce do Was! Znów będę tą mała kochana fajtłapą... Kocham Was. Dbajcie o siebie.
Ociezala podnioslam sie i wyszlam z pokoju. Tak, teraz zostala tylko Natalie... Oh glupia Natalie. Weszlam do jej pokoju, jej blond wlosy wystawaly spoza rozowej koldy ktora byla nakryta az po samo czolo. Mimo smutku usmiechnelam sie. To nigdy sie u niej nie zmieni. Biedna Natt, do tej pory boi sie duchow. Podnioslam jej misia i polozylam kolo niej. Kto by pomyslal, ze siedemnastolatka bedzie sie bala duchow! Tak, ale nie po to tu zajrzałam. Podeszlam do biurka i sciagnelam z szyji naszyjnik przyjazni, ktory nosilam od przedszkola kiedy to z Natalie postanowilysmy mieć takowy. To dziwne, ze mimo naszych sporow, Natalie byla mi tak bliska. Spojrzalam na niego, byl stary ale jednak tak dobrze sie trzymal. Polozylam na blacie. Wzielam karteczke i starannym jak na mnie pismem napisalam:
- Kocham Cię idiotko. Zatrzymaj go, wrócę kiedyś po niego. Zobaczysz! I wsunelam pod naszyjnik. Wyszłam z pokoju i poszlam po swoją walizkę. Schodząc na dół mijałam śpiaćy dom. Dom mojego dzieciństwa, najlepszych lat, To tutaj tata uczyl mnie chodzic, to tutaj bawilismy się z Natt i Peterem w chowawnego. Tutaj dorastalam i stalam się tym kim jestem. Otworzylam drzwi, ostatni raz spojrzalam za siebie. Lza poleciala mi po policzku. Wyciagnelam kluczyk z kieszeni i zamknelam po cichu drzwi, nastepnie polozylam go pod wycieraczka, tam gzie od wielu lat lezal. Taksowka juz stala, oddalam swoj bagaż milemu panu z siwa brodą i wsiadlam do auta.
- Zegnajcie, kocham Was... - mimowolnie polecialy mi lzy. - Wroce, zobaczycie. Niedlugo! W tym samym momencie na ulicy zacząć padać deszcz zamazując obraz za szybami. Mokry taksówkarz szybko wsiadł i spojrzał na mnie pytająco.
- Na lotnisko proszę! - szybko powiedziałam i skupiłam się na deszczu, który idealnie wkomponował się w dzisiejszy wieczór.




3 comments:

  1. jaaa <3
    pisz szybko następne. ; 3
    TnM. zakochałam się w twoim prologu ! <3
    [directionstory.blogspot.com]

    ReplyDelete
  2. zajebiścieeeeee <3 pisz dalej pisz ! :)

    ReplyDelete
  3. Rewelacyjnie napisany ten rozdział. Bardzo mi sie podoba;) Oby tak dalej;p

    ReplyDelete