Thursday, February 23, 2012


- Jake? - zapytałam z widocznym przerażeniem w oczach.
- Witaj Lilianne, myślałem, że Cię już tu nie zobaczę. – podniósł spuszczoną głowę i zobaczyłam jak jego oczy próbują zapamiętać każdy mój detal. – Myślałem…
- Za dużo myślisz… - przyciągnęłam go do siebie i pocałowałam.  Tak bardzo tęskniłam za nim.  Jego delikatne usta najpierw delikatnie obejmowały moje, potem, gwałtowniej wbijały się w nie, chcąc jak najwięcej z nich zabrać.  Każdy jego ruch przyprawiał moje ciało o dreszczyk,  stawałam się coraz bardziej podatna i ulegałam jego natarczywości.  Zamknął ręką drzwi i przyparł mnie do ściany. 
- Lil… - podnosiłam palec i przyłożyłam do jego ust.
- Nic nie mów, nie teraz. – ponownie złączyłam się w nim w pocałunku. Jego dłonie wędrowały po moim ciele, badając je milimetr po milimetrze.  Moje ciało płonęło, domagało się coraz to nowszych pieszczot i coraz to więcej Jake.  Poczułam kolejne pocałunki.  Począwszy od szyi zjeżdziały coraz niżej kończąc na końcu dekoltu mojej koszulki.
- Mała… - podniósł się i patrząc na mnie zapalonymi oczami zapytał - Jesteś pewna czego chcesz?
- Jeżeli mam czegokolwiek żałować, to chcę właśnie tego.   – Jake posłał mi tylko szatański uśmieszek i zaczął ściągać moją bluzkę. Kolejne jego pocałunki, którymi obdarowywał moje ciało, były przyjmowane z rozkoszą. Nie obchodziły mnie konsekwencje, nie obchodziła mnie przeszłość. Nic mnie nie obchodziło.  Chciałam być teraz z Jake. Być tak blisko. Kolejny pocałunek w usta. Płonę. Cały mój świat płonie.
*
*
*
*
*
*
*
*
*
*
*
Rano obudziłam się w pustym łóżku.  Leżałam sama, a wczorajsze wspomnienia wciąż sprawiały mi przyjemność. Przejechałam po mojej szyi, by jeszcze raz poczuć dotyk Jake. Zamknęłam oczy. Za każdą cenę chciałam poczuć to jeszcze raz. Każdy jego pocałunek.  Dziś miałam wyjeżdżać, miałam zostawić go tutaj samego. Nie chcę.  Tak cholernie nie chcę. Nie obchodzi mnie blondynka, nic mnie nie obchodzi. Jedyna ważną rzeczą był Jake.
- Nie śpisz już? – ktoś cicho zapytał zza framugi drzwi. Jednak nie odszedł. Został przy mnie. Chociaż na te parę godzin miałam go jeszcze przy sobie.
- Nie, nie śpię. – otworzyłam oczy i upewniłam się, że to właśnie Jake tam stoi.
- Masz ochotę na naleśniki? Właśnie zrobiłem.
- Pewnie! – uwielbiałam naleśniki. Doskonale o tym wiedział.  – Daj mi tylko 5 minut.
Okręciłam się w kołdrę i pobiegłam do łazienki.  Wyglądałam nad wyraz normalnie.  Prócz nieco spuchniętych od pocałunków ust byłam tą samą Lily. Właściwie, czemu miałabym być inna? A jednak.  Teraz jestem kobietą. Kobieta Jake. Odkręciłam kołdrę która zsunęła mi się po ciele.  Nadal byłam drobną Lily. Tu także nic się nie zmieniło.  Jedynie gdzie wszystko się zmieniło, to w mojej głowie. Teraz dopiero poczułam jak bardzo potrzebuje Jake’a.  Poczułam, jak bardzo nie chcę wyjeżdżać bez niego. Zagryzłam wargę i nie pozwoliłam sobie dalej myśleć o tym wszystkim . Teraz jest czas na upojenie się nim.  Na wciągnięcie go w siebie jak największego narkotyku. Miało mi to dać ukojenie na wiele późniejszych tygodni. Ubrałam to,  co tylko znalazłam w łazience i poszłam do Jake.

Na talerzu czekały już moje naleśniki przystrojone truskawkami i polane czekoladą. Doskonale wiedział co uwielbiam. Nie czekając ani sekundy wzięłam się za owe danie, rozkoszując się.  Jake siedział naprzeciw i z uśmiechem na twarzy przyglądał się jak niezdarnie próbuję używać noża i widelca które mi przygotował. Dopiero kiedy czekolada wylała się z talerza a moja biała koszulka przybierała czerowno- brązowy kolor Jake wpadł na pomysł, żeby pomóc mi obsługiwać nóż.
- To, łapiesz w lewą – wskazał na widelec. – To, w prawą. – wsadził mi do ręki nóż. – I kroisz. – przytrzymując mi ręce wykonywał kolejne ruchy. – Nie wierze, że nigdy wcześniej nie posługiwałaś się nożem!
- Nie widziałam takiej potrzeby panie „wszystko wiem i umiem”. – wzięłam naleśnika w rękę. – I dalej nie widzę.
- Uparty osioł. Nic więcej. – zaśmiał się i zaczął kroić swojego naleśnika.
Po zjedzenia naleśnika moje ręcę były całe z czekolady.  Kolejny z moich głupich pomysłów wpadł mi do głowy i w ciągu sekundy moje ręcę już wylądowały na twarzy Jake’a.  Odwrócił się do mnie i pokazał swoją czarną od czekolady twarz.
- Wojna?
- Ze mną nie wygrasz panie Jacobie. – puściłam oczko i zaczęłam uciekać po całym domu.
Jemu całkowicie się nie śpieszyło. Kiedy wkońcu wpadłam w ślepy zaułek w sypialni, rzucił się na mnie i zaczął łaskotać. Rzucił mną na łóżko i podparł się nade mną.  Z jego uśmiechniętych oczu nie pozostało już nic. Widziałam teraz tylko niesamowitą pustkę. Ciągle próbował o coś zapytać lekko uchylając usta, lecz w końcu się poddał. Pocałował mnie tylko w czoło i położył koło mnie przytulając się. Leżeliśmy tak dłuższą chwilę. Milczałam. Nawet jeżeli zadałabym milion pytań, on zwodziłby mnie tylko w kółko. W końcu podniósł głowę i spojrzał na mnie.
- Kiedy jedziesz? – trafił w najsłabszy punkt. Miałam go przy sobie zaledwie od wczoraj a miałam go za parę godzin stracić.  Poczułam jakby ktoś wbijał  mój serce szpilki, moje oczy stały się trochę wilgotniejsze niż zwykle.
- Dziś wieczorem… - spojrzałam na niego a on tylko rozchylił usta. Poczułam jak jego uścisk przybiera na sile, a on jak próbuje się schować we mnie.
- Tak bardzo nie chcę, żebyś jechała. Nie chcę Cię stracić… - jego głos zaczął się łamać.
-  Nie zmienię już decyzji, mimo, że bardzo by chciała mieć Cię przy sobie. Jake…  - wtuliłam się w niego, zatopiłam swoje ręce w jego włosach.  Szpilki prawie przebijały moje serce. -  przepraszam…
- Zostań, proszę…
Nie mogłam już zostać. To było pewne. Nie zmieniam podjętych decyzji. Ani tych złych, ani tych dobrych.  Jedyną możliwością…. Możliwości!
- Jake… - podniosłam się i podniosłam jego głowę, tak by mógł patrzeć w moje oczy. To był błąd, jego oczy były całe mokre, rzęsy posklejane. On cierpiał. Przeze mnie. Nagle szpilki zaczęły rusząc się w różne strony i rozrywać moje serce. Łza stoczyła się po moim policzku. – Jake… Proszę, jedź ze mną. – wytarłam łzę palcem. – Jedź ze mną, odkryjemy nieznane. Zrobimy to razem. – uśmiechnęłam się. W głębi serca wiedziałam, ze jest to prawie niemożliwe. Jednak nadzieja ignorowała teraz logiczne rzeczy.
- Nie zdążę na dziś… - powiedział. – na pewno nie zdążę.
- Na dziśśśśśś? A na jutro? PO JUTRZE? Pojedziesz ze mną? – wstałam z łóżka sama w to niedowierzając.
- Jeżeli uda Ci się przesunąć termin to hm. Czemu nie. Wkońcu jak to ktoś powiedział. Jeżeli mam czegoś żałować, to chcę załować właśnie tego!
Z mojego serca spadł ogromny kamień. Wszystko nabrało teraz nowego znaczenia. Zostało napisać do Iana.
- Poczekaj chwilkę, załatwię wszystko.
Uradowana w podskokach pobiegłam po telefon.  Kontakty… Ian… Jest.
Beep. Beep. Beep.
- Siemanko Lil!
- Ian, Ian!
- Lily, jeżeli wygrałaś w totka milion to fajnie, jeżeli coś innego to też fajnie, ale błagam, mogłabyś się tak nie drzeć do telefonu?
- Nie mogę dziś wyjechać. Daj mi jeszcze jeden dzień.
- Właściwie… było by mi to na rękę… tylko… jutro musimy wyjechać około 9 rano? Pasuje?
- Rzeczywiście dzień dłużej…
- Albo 9 albo wcale. Pasuje?
- Pasuje pffff.
- To do zobaczenia o 9. Hej!

Dostałam noc dłużej. Właściwie nie ja a Jake. Ja byłam już gotowa. Pytanie tylko, czy tyle mu wystarczy? Odgarnęłam włosy do tyłu i wróciłam do sypialni.
- Jutro 9, pasuje?
- Nie uważasz, że 13 godzin to nie jakieś ekstremalne przedłużenie czasu.
- Albo tyle albo wcale – nawet nie zauważyłam, że cytuje Iana.
- Nienawidze tego Waszego albo to albo tamto! Ale niech będzie. Spróbuję się wyrobić!

Jake siedział u mnie jeszcze z godzinkę.  Gdy wyszedł zabrałam się za czyszczenie kuchni po moim posiłku no i za dalsze pakowanie.  Podróż zmieniła teraz swój wymiar. Z naszej dwójki, stała się trójka. Nie miałam pojęcia, czy chłopcy polubią się ani czy w ogóle będą zadowoleni ze swojego towarzystwa. Jutrzejszy dzień miał wszystko wyjaśnić.  Zrobiłam sobie cappuccino i postanowiłam napisać sms do Petera oraz zadzwonić do mamy.

Z mamą rozmowa przebiegła spokojnie, brakowało mi jej miękkiego głosu. Dowiedziałam się, że Natt ma nowego chłopaka – ma na imię Jaremy i jest kapitanem drużyny koszykarzy w mojej starej szkole. Tata spędza więcej czasu w domu a mama jak to mama… martwi się o wszystko i o wszystkich.  Ucieszyła się z mojego telefonu i chyba nawet przywykła już do tego co robię. Życzyła m powodzenia i poprosiła o koszulki z miejsc których będę.  Miała manię koszulek, od zawsze. Koszulka z Finlandii, z reniferem i świętym mikołajem, koszulki z Polski, Czech, Niemiec – je lubiała najbardziej. Wszystkie odkładała na specjalną półkę. Potem co ktoś do niej przyszedł pokazywała je i chwaliła się od kogo je ma.
Co do Petera, nie miałam nadziei nawet na to, że odpiszę. Wysłałam mu krótkiego sms z pozdrowieniami i moim dalszymi planami. Odpisał jednak, co niesamowicie mnie zdziwiło.
„ Powodzenia! Trzymaj się i uważaj na siebie mała. Tęsknie –Pe.”
Peter. Odczuwałam teraz jego brak. Pewnie chętnie sam by zrobił taki trip. Uwielbiał podróżować, uwielbiał przygody. Jednak teraz go tutaj nie było. Wrócę i opowiem mu wszystko! Zabiorę go na jeszcze nie jedną wyprawę! Obiecałam sobie, mając nadzieję, że tymi wyznaniami zapełnię wyrzuty sumienia.

Teraz wszystko jest w moich rękach. Mój cały świat. Mogę sama decydować. Teraz podjęłam jedną z najbardziej szalonych decyzji w moim życiu. Już jutro miałam wyjechać z domu i pędzić zachodnim wybrzeżem. Miałam nie mieć domu, życ w vanie i być w ciągłym towarzystwie dwóch samców.  Lil, jesteś pewna że tego chcesz? – w głowie rozbrzmiały słowa Jake. Chwila zadumy i odpowiedź gotowa.
- Tak, jestem pewna!

5 comments:

  1. podoba mi się <3
    JAKE <3 Chcę więcej i więcej <3
    [directionstory] [directionstory-second-life.blogspot.com]

    ReplyDelete
  2. Przygody czas start! Ian vs. Jake ;D

    ReplyDelete
  3. Świetny blog :) Na pewno będę tu zaglądać często . Pozdrawiam.
    http://1d-love.blog.onet.pl

    ReplyDelete
  4. Pdoba mi sie. Ciekawe czy Jake i Ian sie polubią?;)

    ReplyDelete