Thursday, February 9, 2012

milkshake ( IV )


-Piękny poranek - powiedziałam rozciągając się przy oknie. - Piękny, lipcowy poranek który zaczyna trudny dzień. - zdemotywowana podążyłam do kuchni.
Nie rozmawiałam z Jacobem o wczorajszym wydarzeniu, nie wiem czy nie miałam ochoty czy po prostu było mi głupio. Może i przesadziłam z tym wyproszeniem go, ale on wcale nie był lepszy. Nie rozumiem po cholere zaczynać ten głupi temat? Z myśli o Jake'u wyrwał mnie gwizdek czajnika. Rzadko kiedy piłam kawę ale teraz naszła mnie na nią wielka ochota. Szkoda tylko, że w mojej szafce nie było jej ani grama. Założyłam szlafrok i postanowiłam spytać Shanty czy ma może w zapasie jakąś rozpuszczalną. Z nadzieją zapukałam do drzwi. Otworzył mi jakiś maluch, to pewnie musiał być Tom.
- Cześć, jestem Lily. Jest może Shanty?
- Tak, już wołam. - odpowiedział mały chłopiec i krzyknął na całe gardło - Shaaaaantyyyy, jakaś miła Pani do Ciebie!
Uśmiechnęłam się sama do siebie, bądź co bądź ale ten mały blondynek był bardzo uroczy. Po chwili do drzwi podeszła Shanty i z uśmiechem na twarzy mnie przywitała.
- Cześć Lil! Może wejdziesz? Co Cię do mnie sprowadza?
- Właściwie nie mam zbyt wiele czasu... Jedno małe pytanie! Masz jakąś kawę? Błagam uratuj mnie!- spojrzałam na dziewczyne z nadzieją. - Jak będę wracać na pewno Ci ją odkupię!
- Ohhhh skończ. - dziewczyna zniknęła za drzwiami a ja stałam podziwiając napisy na ścianach. Największy był wyryty nad jej drzwiami, przedstawiał wers jakiejś piosenki. Próbowałam odczytać słowa ale ktoś niezbyt starał się o czytelność. Nagle w drzwiach pojawiła się brunetka i podała mi jakieś opakowanie. - Podobno dobra, tak przynajmniej  mówi mama. Mam nadzieje, że Tobie tez zasmakuje.
- Dzieki Shanty, jestes wielka!
Z opakowaniem kawy weszłam do mieszkania gotowa na misję dnia. Zaparzyłam kawę, dolałam resztkę mleka i usiadłam przed laptopem Will'a. Wpisałam w google : praca nowy york i w niecałą minutę wyskoczyło koło miliona propozycji. Kliknęłam w pierwszy link i zaznaczyłam swoje preferencje. Ilość znalezionych ofert: 2035. Yhym. Nie tak źle. Zabrałam się za ich przeglądanie.
- Składanie długopisów? Odpada. Kontroler biletów? Odpada. Sprzątaczka w miejskim zoo? Odpada... itd
Po przejrzeniu 100 niezbyt kuszących ofert opadłam na fotel.
- Obejrze jeszcze 3, jeżeli żadna z nich nie będzie w miarę normalna... spadam stąd.- zdenerwowana dałam sobie ultimatum.
-  Zmywacz okien w wieżowcach? HAHAHA tak, ja i mój lęk wysokości idealnie pasujemy do tej pracy. Sprzedawczyni w sklepie kosmetycznym? Odpada. Totalnie nie znam się na kosmetykach. Zrezygnowana kliknęłam w 3 propozycję, głównie już chyba dla udowodnienia sobie, ze nic nie znajdę.
" Zatrudnię osobę jako sprzedawcę w sklepie z męską odzieża, wynagrodzenie do uzgodnienia. Wymagania: dobry kontakt z ludźmi, wykształcenie średnie, biegłość w liczbach. Zainteresowani proszeni są o kontakt na email : jamesmalson@gmail.com "
- Tak, to jest to. Ostatnia deska ratunku! - ucieszona szybko napisałam emaila i dołączyłam do niego swoje CV. Wyślij! Tadam. Teraz tylko czekać na odpowiedź. Usatysfakcjonowana zamknęłam laptopa i głodna podążyłam do lodówki. Moim oczom okazały się puste półeczki i ledwo świecąca żaróweczka.
- No nie, jak mogłam zapomnieć o kupieniu czegokolwiek do jedzenia? Zrezygnowana poszłam do pokoju i wzięłam z szafy pierwsze lepsze ciuchy. Czekała mnie wycieczka do sklepu po zapasy jedzenia na kolejny miesiąc. Z jednej strony wszystko było dość śmieszne, ja, dziewczyna która miała problem ze zrobieniem jajecznicy miała sobie teraz gotować. Miała pamiętać o zakupach, drobnostkach.
Wracając z zakupów byłam trochę rozczarowana. Nie wiem czemu, ale miałam nadzieję, że wejdę do sklepu i zobaczę Iana. Niestety, nigdzie go nie było. Szkoda, naprawdę go polubiłam. Na obiad ugotowałam sobie najzwyklejsze spagettii, zaczęłam od najprostszej potrawy. Byłam zbyt głodna by majstrować w kuchni. Znudzona włączyłam TV gdzie właśnie leciał jakiś talk show.  Jeden z występujących przypominał mi Jake’a. Właśnie Jake! Może powinnam go przeprosić? Właściwie, co mi szkodzi? Może akurat wyrwie mnie z domu. Wzięłam telefon i szybko wystukałam wiadomość.
„ Hej Jake! Przepraszam za wczoraj, trochę mnie poniosło.”
Jake szybko odpisał.
 „ Nic się nie stało Lily”.
Zawsze odpisywał mi tonę emotikon a teraz nic. Nawet zwykłej kropki.
„ Co porabiasz? Wyjdziemy gdzieś potem?”
Spytałam, próbując załagodzić sytuację.
„ Sorry Lil, nie mam czasu rozmawiać i wieczorem też go nie będę miał. Cześć!”
No tak. Pewnie dalej był zły. No trudno próbujemy dalej, może Olivia będzie chciała gdzieś wyjść.
„ Hej Liv! Masz jakieś plany na dziś? Może spotkamy się”?
Właściwie nie znałam jej za dobrze, ale może akurat znajdzie dla mnie czas.
„ Jasne, wpadaj do mnie! Myślałam już, że umrę z nudów!”

Powrót od Liv trwał ponad godzinę. Wyczerpana rzuciłam się na swoje łóżko, nagle w ciemnościach pojawiła się jakaś osoba. Wystraszona nie potrafiłam wydać z siebie żadnego dźwięku. Nagle osoba odezwała się.
- Dobry wieczór Pani Holmes! –i powoli zaczęła zbliżać się do mojego łóżka.
Znieruchomiała zaczynałam myśleć o najgorszym. Przed oczami pojawiły mi się najgorsze obrazy. Postać zbliżała się coraz bardziej i w pewnym momencie wyciągnęła dłoń i pogłaskała mnie po policzkach.
- Lil nie bój się. – otworzyłam oczy i rozpoznałam mojego „zabójcę”.
- Jake! Czy Ty oszalałeś? – szalona rzuciłam się na niego z pięściami i okładałam ciągle śmiejącego się mężczyzne. – Bawi Cię to idioto? – zapytałam.
- Daruj sobie, chciałem Ci zrobić niespodziankę, nawet przyniosłem Twoje ulubionego shake’a! Lily, kto o zdrowych zmysłach zostawia otwarte drzwi wychodząc gdzieś?
Cooo? Zostawiłam otwarte drzwi? Lily debilko!
- Co Cię do mnie sprowadza w takim razie? Podobno nie miałeś mieć dla mnie czasu? – zapytałam złośliwie.
- Może przyszedłem popatrzeć na małą niezdarną Lily? Właściwie, szkoda, że podszedłem do Ciebie. Mogłem być niczym Edward w Zmierzchu i przychodzić do Ciebie co noc. Gorzej tylko jakbym skusił się na więcej niż patrzenie. - znając Jake’a zrobił teraz swój cwaniacki uśmieszek.
- Mówiłeś o shake’u?
- Leży na stoliku mała.
Wow. Chłopak coraz bardziej imponował mi. Był dość tajemniczy a to mi się w nim podobało, można nawet powiedzieć, że przyciągało. Nagle w głowie pojawiła się dziwna myśl. Lily, Ty się zakochujesz! Próbowałam sama sobie zaprzeczyć ale chyba właśnie tak było. Z zamyślenia wyrwały mnie czyjeś usta dotykające moich. Pierwszo delikatnie muskały moje pełne wargi. Potem razem złapaliśmy wspólny rytm i zaczęliśmy się całować. W głowie narodziło się milion pytań- Lily! Co ty robisz? Wiesz co to może oznaczać? Jesteś pewna, że tego chcesz?  Nie chciałam teraz na nie odpowiadać. Skupiłam się na przyjemności jaką dawał mi pocałunek. Kiedy jego delikatne usta oderwały się od moich poczułam się dość dziwnie. Nagle zaczęłam się cieszyć, że dalej jest ciemno. Przynajmniej Jake nie musiał teraz widzieć moich ogromnych rumieńców. Siedzieliśmy w ciszy dość długo kiedy ja wypaliłam z idiotycznym pytaniem.
- Chciałbyś się czegoś napić? Potem spostrzegłam jak Jake pije przez słomke ze swojego shake. Czemu ja musiałam się urodzić taka głupia?! Chłopak się zaśmiał i odłożył swoje shake na stolik. Przysiadł bliżej objął mnie ramieniem i rzucił na łóżko.
- Mała niezdarna Lily. Właśnie taką Cię uwielbiam. – wszeptał mi do ucha.

3 comments:

  1. aaaaaaa !
    chcę więcej !
    nikt cię nie nauczył, ze nie przerywa się w takim momencie ?!
    [directionstory.blogspot.com]

    ReplyDelete
  2. A dziękuję bardzo, chociaż na razie o moich umiejętnościach pisarskich (które notabene są na poziomie przerażająco niskim według mnie) nie ma co mówić, bo w końcu to tylko krótki opis głównych bohaterów. Mimo to mam nadzieję, że będziesz odwiedzała mojego nowo powstałego bloga i czytała kolejne rozdziały. W każdym razie ja postaram się to robić u Ciebie, bo ten rozdział był całkiem interesujący ;)
    Życzę powodzenia w dalszym pisaniu i pozdrawiam.

    ReplyDelete
  3. Po prostu brak słów! Ale dlaczego koniec akurat w takim momencie?

    ReplyDelete