-Piękny
poranek - powiedziałam rozciągając się przy oknie. - Piękny, lipcowy poranek
który zaczyna trudny dzień. - zdemotywowana podążyłam do kuchni.
Nie
rozmawiałam z Jacobem o wczorajszym wydarzeniu, nie wiem czy nie miałam ochoty
czy po prostu było mi głupio. Może i przesadziłam z tym wyproszeniem go, ale on
wcale nie był lepszy. Nie rozumiem po cholere zaczynać ten głupi temat? Z myśli
o Jake'u wyrwał mnie gwizdek czajnika. Rzadko kiedy piłam kawę ale teraz naszła
mnie na nią wielka ochota. Szkoda tylko, że w mojej szafce nie było jej ani
grama. Założyłam szlafrok i postanowiłam spytać Shanty czy ma może w zapasie
jakąś rozpuszczalną. Z nadzieją zapukałam do drzwi. Otworzył mi jakiś maluch,
to pewnie musiał być Tom.
-
Cześć, jestem Lily. Jest może Shanty?
-
Tak, już wołam. - odpowiedział mały chłopiec i krzyknął na całe gardło -
Shaaaaantyyyy, jakaś miła Pani do Ciebie!
Uśmiechnęłam
się sama do siebie, bądź co bądź ale ten mały blondynek był bardzo uroczy. Po
chwili do drzwi podeszła Shanty i z uśmiechem na twarzy mnie przywitała.
-
Cześć Lil! Może wejdziesz? Co Cię do mnie sprowadza?
-
Właściwie nie mam zbyt wiele czasu... Jedno małe pytanie! Masz jakąś kawę? Błagam
uratuj mnie!- spojrzałam na dziewczyne z nadzieją. - Jak będę wracać na pewno
Ci ją odkupię!
-
Ohhhh skończ. - dziewczyna zniknęła za drzwiami a ja stałam podziwiając napisy
na ścianach. Największy był wyryty nad jej drzwiami, przedstawiał wers jakiejś piosenki.
Próbowałam odczytać słowa ale ktoś niezbyt starał się o czytelność. Nagle w
drzwiach pojawiła się brunetka i podała mi jakieś opakowanie. - Podobno dobra,
tak przynajmniej mówi mama. Mam
nadzieje, że Tobie tez zasmakuje.
-
Dzieki Shanty, jestes wielka!
Z
opakowaniem kawy weszłam do mieszkania gotowa na misję dnia. Zaparzyłam kawę,
dolałam resztkę mleka i usiadłam przed laptopem Will'a. Wpisałam w google :
praca nowy york i w niecałą minutę wyskoczyło koło miliona propozycji.
Kliknęłam w pierwszy link i zaznaczyłam swoje preferencje. Ilość znalezionych
ofert: 2035. Yhym. Nie tak źle. Zabrałam się za ich przeglądanie.
-
Składanie długopisów? Odpada. Kontroler biletów? Odpada. Sprzątaczka w miejskim
zoo? Odpada... itd
Po
przejrzeniu 100 niezbyt kuszących ofert opadłam na fotel.
-
Obejrze jeszcze 3, jeżeli żadna z nich nie będzie w miarę normalna... spadam
stąd.- zdenerwowana dałam sobie ultimatum.
- Zmywacz okien w wieżowcach? HAHAHA tak, ja i
mój lęk wysokości idealnie pasujemy do tej pracy. Sprzedawczyni w sklepie
kosmetycznym? Odpada. Totalnie nie znam się na kosmetykach. Zrezygnowana
kliknęłam w 3 propozycję, głównie już chyba dla udowodnienia sobie, ze nic nie
znajdę.
"
Zatrudnię osobę jako sprzedawcę w sklepie z męską odzieża, wynagrodzenie do uzgodnienia.
Wymagania: dobry kontakt z ludźmi, wykształcenie średnie, biegłość w liczbach.
Zainteresowani proszeni są o kontakt na email : jamesmalson@gmail.com "
-
Tak, to jest to. Ostatnia deska ratunku! - ucieszona szybko napisałam emaila i
dołączyłam do niego swoje CV. Wyślij! Tadam. Teraz tylko czekać na odpowiedź.
Usatysfakcjonowana zamknęłam laptopa i głodna podążyłam do lodówki. Moim oczom
okazały się puste półeczki i ledwo świecąca żaróweczka.
- No
nie, jak mogłam zapomnieć o kupieniu czegokolwiek do jedzenia? Zrezygnowana
poszłam do pokoju i wzięłam z szafy pierwsze lepsze ciuchy. Czekała mnie
wycieczka do sklepu po zapasy jedzenia na kolejny miesiąc. Z jednej strony
wszystko było dość śmieszne, ja, dziewczyna która miała problem ze zrobieniem jajecznicy
miała sobie teraz gotować. Miała pamiętać o zakupach, drobnostkach.
Wracając
z zakupów byłam trochę rozczarowana. Nie wiem czemu, ale miałam nadzieję, że
wejdę do sklepu i zobaczę Iana. Niestety, nigdzie go nie było. Szkoda, naprawdę
go polubiłam. Na obiad ugotowałam sobie najzwyklejsze spagettii, zaczęłam od
najprostszej potrawy. Byłam zbyt głodna by majstrować w kuchni. Znudzona
włączyłam TV gdzie właśnie leciał jakiś talk show. Jeden z występujących przypominał mi Jake’a.
Właśnie Jake! Może powinnam go przeprosić? Właściwie, co mi szkodzi? Może
akurat wyrwie mnie z domu. Wzięłam telefon i szybko wystukałam wiadomość.
„ Hej
Jake! Przepraszam za wczoraj, trochę mnie poniosło.”
Jake
szybko odpisał.
„ Nic się nie stało Lily”.
Zawsze
odpisywał mi tonę emotikon a teraz nic. Nawet zwykłej kropki.
„ Co
porabiasz? Wyjdziemy gdzieś potem?”
Spytałam,
próbując załagodzić sytuację.
„
Sorry Lil, nie mam czasu rozmawiać i wieczorem też go nie będę miał. Cześć!”
No
tak. Pewnie dalej był zły. No trudno próbujemy dalej, może Olivia będzie
chciała gdzieś wyjść.
„ Hej
Liv! Masz jakieś plany na dziś? Może spotkamy się”?
Właściwie
nie znałam jej za dobrze, ale może akurat znajdzie dla mnie czas.
„
Jasne, wpadaj do mnie! Myślałam już, że umrę z nudów!”
Powrót
od Liv trwał ponad godzinę. Wyczerpana rzuciłam się na swoje łóżko, nagle w
ciemnościach pojawiła się jakaś osoba. Wystraszona nie potrafiłam wydać z
siebie żadnego dźwięku. Nagle osoba odezwała się.
-
Dobry wieczór Pani Holmes! –i powoli zaczęła zbliżać się do mojego łóżka.
Znieruchomiała
zaczynałam myśleć o najgorszym. Przed oczami pojawiły mi się najgorsze obrazy.
Postać zbliżała się coraz bardziej i w pewnym momencie wyciągnęła dłoń i
pogłaskała mnie po policzkach.
- Lil
nie bój się. – otworzyłam oczy i rozpoznałam mojego „zabójcę”.
-
Jake! Czy Ty oszalałeś? – szalona rzuciłam się na niego z pięściami i okładałam
ciągle śmiejącego się mężczyzne. – Bawi Cię to idioto? – zapytałam.
-
Daruj sobie, chciałem Ci zrobić niespodziankę, nawet przyniosłem Twoje
ulubionego shake’a! Lily, kto o zdrowych zmysłach zostawia otwarte drzwi
wychodząc gdzieś?
Cooo?
Zostawiłam otwarte drzwi? Lily debilko!
- Co
Cię do mnie sprowadza w takim razie? Podobno nie miałeś mieć dla mnie czasu? –
zapytałam złośliwie.
-
Może przyszedłem popatrzeć na małą niezdarną Lily? Właściwie, szkoda, że
podszedłem do Ciebie. Mogłem być niczym Edward w Zmierzchu i przychodzić do
Ciebie co noc. Gorzej tylko jakbym skusił się na więcej niż patrzenie. - znając
Jake’a zrobił teraz swój cwaniacki uśmieszek.
-
Mówiłeś o shake’u?
-
Leży na stoliku mała.
Wow.
Chłopak coraz bardziej imponował mi. Był dość tajemniczy a to mi się w nim
podobało, można nawet powiedzieć, że przyciągało. Nagle w głowie pojawiła się
dziwna myśl. Lily, Ty się zakochujesz! Próbowałam sama sobie zaprzeczyć ale
chyba właśnie tak było. Z zamyślenia wyrwały mnie czyjeś usta dotykające moich.
Pierwszo delikatnie muskały moje pełne wargi. Potem razem złapaliśmy wspólny
rytm i zaczęliśmy się całować. W głowie narodziło się milion pytań- Lily! Co ty
robisz? Wiesz co to może oznaczać? Jesteś pewna, że tego chcesz? Nie chciałam teraz na nie odpowiadać. Skupiłam
się na przyjemności jaką dawał mi pocałunek. Kiedy jego delikatne usta oderwały
się od moich poczułam się dość dziwnie. Nagle zaczęłam się cieszyć, że dalej
jest ciemno. Przynajmniej Jake nie musiał teraz widzieć moich ogromnych
rumieńców. Siedzieliśmy w ciszy dość długo kiedy ja wypaliłam z idiotycznym
pytaniem.
-
Chciałbyś się czegoś napić? Potem spostrzegłam jak Jake pije przez słomke ze
swojego shake. Czemu ja musiałam się urodzić taka głupia?! Chłopak się zaśmiał
i odłożył swoje shake na stolik. Przysiadł bliżej objął mnie ramieniem i rzucił
na łóżko.
-
Mała niezdarna Lily. Właśnie taką Cię uwielbiam. – wszeptał mi do ucha.
aaaaaaa !
ReplyDeletechcę więcej !
nikt cię nie nauczył, ze nie przerywa się w takim momencie ?!
[directionstory.blogspot.com]
A dziękuję bardzo, chociaż na razie o moich umiejętnościach pisarskich (które notabene są na poziomie przerażająco niskim według mnie) nie ma co mówić, bo w końcu to tylko krótki opis głównych bohaterów. Mimo to mam nadzieję, że będziesz odwiedzała mojego nowo powstałego bloga i czytała kolejne rozdziały. W każdym razie ja postaram się to robić u Ciebie, bo ten rozdział był całkiem interesujący ;)
ReplyDeleteŻyczę powodzenia w dalszym pisaniu i pozdrawiam.
Po prostu brak słów! Ale dlaczego koniec akurat w takim momencie?
ReplyDelete