Wednesday, February 8, 2012

Coś się zaczyna a coś się kończy.

Siedząc w moim wygodnym fotelu, postanowiłam obejrzeć zdjęcia z wczorajszej imprezy. W gruncie rzeczy, nie były takie złe. Pare zdjęć z Jake, no może parenaście, kliakdziesiąt, nie ważne, ale było też pare z Willem, z Liv, z jakimiś obcymi ludźmi. Pare zdjęć totalnie nie ogarniętych, pewnie Jake chciał odkryć swój talent - dwa zdjęcia makro puszek po coca coli, jakieś zdjęcia basenu pod wodą ( swoją drogą, jakim cudem?! ). Wróciłam do zdjęć z Jake, był wyższy ode mnie, nawet ładnie ze sobą wyglądaliśmy. Szkoda, że tak fatalnie zaczęliśmy swoją znajomość. W tej chwili usłyszałam krzyki na klatce schodowej, ubrana w swoje kapcie- pandy i koszulke do kolan wyszłam na klatkę. Przy drzwiach mieszkania obok jakaś dziewczyna kłóciła się z chłopakiem.
- Ty pieprzony debilu! Jak zwykle wszystko przećpałeś i przepiłeś! Jesteś do niczego kretynie! Nie wiem po co jeszcze mama Cię trzyma w domu! Nienawidzę Cię!
- Oj Shaaaaantyyyyyyyy, przestań już. Koocham Cięęę siooostrzyczko!
- Zamknij się już, wynoś się stąd, nie chcę Cię tu widzieć!
- Daj spokój!
- Wynoś się albo zadzownię na policję!
- Shanty!
- Nara!- Wtedy dziewczyna spojrzała na mnie. Miała zielone oczy wypełnione złością. Była ubrana w sukienke, trochę znoszoną, ale wyglądała w niej pięknie. Piękne kręcone brąz loki opadały na jej smukłe ramiona.
- Czego się patrzysz łajzo? - wyrwała mnie z podziwu.
- Y.. przepraszam, usłyszałam krzyki i myślałam, że coś się dzieje...
- No to bierz dupsko i zmiataj do swojego cieplutkiego mieszkanka- spojrzała na mnie i wróciła do domu trzaskając drzwiami.
Stałam jak wryta, słysząc jak jej brat jeszcze schodzi po schodach gdzieś na dole upadając, podnosząc się i tak w kółko. Coż, sąsiedzi ekstremealnie mili, cudownie! Wróciłam do mieszkania i postanowiłam włączyć TV. Ustawić antene? Jezu, przecież mamy XXI wiek? Jaką antene? Ten kawałek metalu? No dobra, próbujemy. Gdyby ktoś z boku patrzał na moją skupioną minę, wyciągnięty język i moje niezdarne ruchy chyba umarł by ze śmiechu. W końcu udało się i mogłam usiaść na fotelu, który zdązyłam już sobie ukochać. W tym czasie do drzwii zadzownił dzwonek brzmiący jak piłowanie metalu. Swoją drogą, nie wiedziałam, że mam dzwonek. Zdziwiona podeszłam do drzwi i otworzyłam. W drzwwiach zobaczyłam nieśmiałą dziewczynę, ktora wcześniej była wcieleniem diabła.
- Przepraszam za to co powiedziałam wcześniej... Byłam zła. Wiem to nic nie tłumaczy ale sorry, nie chciałam, żebyś poznała mnie w ten sposób. Jestem Shanty. - skrępowana gubiła wzrok.
- Daj spokój, nie przejmuj się! Wejdziesz na chwile? A i po za tym, jestem Lily!
Dziewczyna powoli weszła do środka i usiadła na moim fotelu. No cóż- pomyślałam. Chyba mogę jej to wybaczyć? Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Shanty, chcesz czegoś do picia? Obawiam się, że mam tylko jakąś podróbkę sprite i wodę.
- Nie, dzięki.
Dziewczyna wydawała mi się strasznie cicha, właściwie pierwszy raz nie wiedziałam jak zacząć rozmowę. Wtedy Shanty przejeła inicjatywę.
- Co taka dziewczyna jak Ty robi w takim złym miejscu?
- Przestań, nie jest tu tak źle - dziewczyna zmierzyła mnie wzrokiem i patrzała z niedowierzeniem - ewentualnie jestem tu za krótko, żeby wiedzieć jak źle może być.  Jestem straszną niezdarą, kiedy planowałam swój przyjazd do NY poprostu przejrzałam oferty mieszkań do wynajęcia i wybrałam jedno z tańszych. Nawet nie spojrzałam na okolicę, na nic. Ale nie jest tak źle.
- Możliwe, że jesteś za krótko. Trafiłaś do samego środka piekła Lily. Ciągłe awantury krzyki, alkohol, narkotyki. Nic więcej.
- A co Ty tu w takim razie robisz?
- Na pewno nie trafiłam tu z własnego wyboru, uwierz. 4 lata temu zmarł mój tata, cały mój świat się sypnął. Przez pewien czas moja mama wiązała koniec z końcem i mieszkałyśmy w normalnej dzielnicy. Potem opieka odmówiła zasiłku a mama straciła pracę. Tak właśnie znalazłam się tutaj. Ja, mój młodszy brat i ten debil którego widziałaś na klatce. Mama ciągle pracuje, widuję ją może z godzinę dziennie.
- Tak mi przykro... Gdzie chodzisz do szkoły?
- Właściwie, rzuciłam szkołe 2 lata temu. Teraz czasami pracuje, czasami znikam, szwędam się i wracam. Ale głównie zrobiłam to dla brata, by móc się nim opiekować, ma dopiero 9 lat...
- Wow Shanty, jak dla mnie jesteś wielką osobą! Planujesz kiedyś wrócić do szkoły?
- Uwierz mi, stąd się nie da wyrwać. Do końca życia czeka mnie już bieda, alkohol, pracowanie za grosze.
Dziewczyna zamilkła, dawno nie widziałam nikogo tak silnego. Nagle całym sercem zapragnęłam jej pomóc, nie wiem jak, ale pomóc. Narazie jedyne co mogłam jej zaporoponować to tanie piwo z lodówki albo jakieś chipsy.
- Pijesz piwo? Chcesz moze?
- Możesz rzucić jak masz.
Popijając piwo zaczęłyśmy rozmawiać właściwie o niczym. Trochę o nowej fryzurze Brada Pitta, trochę o Zmierzchu ( dziewczyna nawet nie słyszała o tych książkach !!! )  aż wkońcu skupiłyśmy się na jakieś kreskówce w TV. Dobrze mi się z nią rozmawiało, miałam nadzieję, ze przez pewien czas uda mi się utrzymać naszą znajomość. Przypomniałam sobie o Peterze, kiedy to z nim oglądałam kreskówki... kiedy sami kręciliśmy takie. Swoją drogą, Shanty na pewno by mu się spodobała. Tak, tak. Jest totalnie w jego typie! Powinnam była już do niego napisać. Wydaje mi się to trudniejsze niż rozmowa z mamą, postanowiłam wymienić się sms, może wtedy nie nakrzyczy na mnie.
- Lily? - wyrwała mnie z zamyślenia Shanty. - Myślisz, że mogłabym zmienić to wszystko?
- Pewnie, że tak. Ja tak zrobiłam, zostawiłam przeszłość za Tobą.
- Trudno było?
- Cholernie trudno, ale myślę, że czasami warto zmienić wszystko i podążać swoją własną ścieżką.
- Dzięki! Może uda mi się...
- Shanty, na pewno Ci się uda, uwierz w siebie!
- Lecę już, zaraz przyjdzie Tom a nie chcę by mały był sam w domu. Dzięki, że mogłam z Tobą porozmawiać! Cieszę się, że przyjechałaś tutaj!
- Cześć Shanty, mi też było miło Cię poznać!
Shanty zniknęła za drzwiami. Podczas tej krótkiej rozmowy zrozumiałam, że to co robię jest dobre. Mimo, że szalone... to jednak słuszne. Robię teraz wszystko dla siebie, nie dla tych którzy mówią jak ma być. Zaczynam nowy rozdział pod tytułem : " Moje własne życie"  w którym nie będę brała pod uwagę nikogo. Wziełam za telefon, wkońcu miałam wszystko powiedzieć Peterowi. Na ekranie było powiadomienie o nowej wiadomości. Ktoś z imprezy chce powiadomić mnie o moich występkach w nocy? Może mama wysłała sms z treścią: " pamietaj o zamykaniu drzwi! " ewentualnie jakaś głupia reklama. Otworzyłam skrzynkę odbiorczą i zobaczyłam wiadomość od Jake:
" Witaj Panno Holmes! Mam nadzieję, że już czujesz się dobrze? Wyglądałaś tak blado rano! Spotkamy się wieczorem? xoxo "
Moje kapcie pandy nagle przybrały dla mnie minę kota ze shreka. Pewnie prosiły, żebym została, tu przynajmniej było przyjemnie a nie tysiące obcych ludzi wkoło. No cóż, iść porozmawiać z facetem z którym się całowałam jak gdyby nigdy nic? Czy olać go i pooglądać kolejne odcinki Sponge Boba? Dobra, Lil, wyluzuj! I tak nie masz co robić! Wyjdź z nim, może okaże się wporządku gościem i zyskasz nowego znajomego? Może więcej niż znajomego? Nie, nie, nie. Na Love Story się nie piszę. Nie ma szans.
" O której i gdzie? Pamiętaj, że znam tylko dwa miejsca w tym mieście, TS i moją dzielnicę!"
Mam nadzieję, że chociaż odpisze. Wysłał mi tamtego sms jakaś godzinę temu, więc jego zapytanie mogło być nieaktualne. Czym ja się przejmuję? Jeżeli znalazł inne plany, trudno. Zawsze mogłam iść się przejść, chociaż nie wiem czy było by to rozsądne z mojej strony. Nagle w moim Blackberry zaświecił się ekran i usłyszałam dźwiek sms.
- Pewnie znalazł już plany...
" No to może przyjedź na TS a stamtąd już ja Cię gdzieś zabiorę?"
*.* ! Może czekał na moją odpowiedź? Ok, są plany. A jeżeli wywiezie mnie 200 km stąd? No trudno, przynajmniej się nie będę nudzić.
" Będę za 30 minut, ok"?
30 sekund później odczytałam wiadomość i szykowałam się do wyjścia.

Po 25 minutach byłam na TS, usiadłam na ławeczce na której poznałam Olivię. Miałam nadzieję, że mnie tu znajdzie. Nie minęła minuta jak przysiadł się koło mnie Jake z dwoma shakeami.
- Cześć Lily. Co słychać? Nie zimno Ci?
Rzeczywiście był to jeden z chłodniejszych wieczorów. Mimo, że był koniec czerwca założyłam długie spodnie i czerwony sweterek.
- Nie, na szczęście przygotowałam się, żeby nie było zimno. Co tam trzymasz dobrego?
- Shake, wybieraj, czekoladowy czy waniliowy?
- Waniliowy oczywiście.
Tak, shake, brakowało mi tego. Zawsze w Londynie chodziłam na Shake z Peterem, czasem z Natt. Ah, znowu zapomniałam o Peterze. No cóż, nic się nie stanie jeżeli poczeka jeszcze pare godzin.
- Ładnie wyglądasz. Pasuje Ci czerwony kolor.
- Dzięki. Właściwie, to jakie mamy plany na wieczór?
- Taki mały suprajs. Na początek może Central Park? Pewnie nie byłaś?
- Nie byłam jeszcze nigdzie więc pewnie! Ruszajmy.

Spacerowaliśmy po Central Parku, a ja dziwiłam się jak to możliwe, że wśród wieżowców, zatłoczonych uliczek mógł powstać taki spory park! Jacob opowiadał mi o swoich przyjacielach, o Nowym Yorku, o tym, że skończył studia ekonomiczne. Opowiadał o swoim rodzeństwu, starszym bracie który ciągle wpada w kłopoty i młodszej siostrze która tańczy w jednej ze szkół tanecznych. Potem zapytał mnie o moje plany. Stanełam jak wryta i uświadomiłam sobie, że ja Lilianne Holmes nie mam żadnych planów. Przyjechałam tutaj tak po prostu? I co? Myślałam, że sama się tu utrzymam? Bez pracy? Głupia! Oh!
- Właściwie... nie zastanawiałam się nad tym. Po prostu przyjechałam... Ale chyba muszę znaleźć jakąś pracę, przynajmniej narazie. Potem się zastanowie czy wracam do Londynu, czy zostaje, czy robię coś całkiem innego.
- Chciałabyś wrócić tam?
- Tęsknie za wszystkimi, za telewizorem bez anteny, za ukochanym łóżkiem. Ale tak naprawdę czuję, że to przeszłość, że dopiero teraz zaczynam swoje życie.
- Zostań tu. Przynajmniej narazie. Stałaś się już częścią tego miasta.
- Ehe. Jedną milionową? Może jeszcze mniejszą?
Zaczeliśmy się śmiać.

Kiedy zjadłam już chyba 4 loda czekoladowego Jake dalej nie mógł się nadziwić gdzie taka drobna dziewczyna to wszystko mieści. No tak, to była jedna z moich zalet. Mogłam jeść, jeść, jeść i nigdy nie obawiać się o zbędne kilogramy. Miało też to swoje minusy, bo jednak byłam zbyt chuda... taka patykowata. Po godzinie naszych rozmów Jake stwierdził, że już jest wystarczająco ciemno, żeby mi coś pokazać.  Wezwał taksówkę, podał nazwę ulicy i ruszyliśmy. Mijaliśmy kolorowe sklepy, młodzież zmierzającą pewnie do jakiegoś klubu, pełno świateł. Lubiałam ten klimat. Nowy York był dużo piękniejszy nocą. Jake znów porwał mnie do rozmowy o sobie. Opowiedziałam mu o moich zainteresowaniach, o moich poczynaniach z siatkówką, o szkole, o Peterze, o Natallie. Cały czas uważnie mnie słuchał.
- No to jesteśmy na miejscu- zwrócił się do nas taksówkarz.
Jake podał mu banknot i wysiedliśmy. Zakrył mi oczy i kazał się odwrócić. Przeszedł ze mną pare kroków i odsłonił ręce. Moim oczom ukazał się całkiem inny obraz. Nowy York teraz był widoczny znad rzeki. Mieniące się światełka, odbicia w wodzie.  Patrzałam jak zahipnotyzowana. Całe życie wyobrażałam sobie, że wkońcu zobacze z tej perspektywy Nowy York i proszę bardzo, jestem!
- I jak, podoba się? Nie taki zły ten NY stąd.
- J j j j j esssst pięknie.
Jake podszedł i położył mi rękę na ramieniu.
- Ciesze się, że się podoba.
- Właśnie spełniłeś jedno z moich marzeń. Dziękuję.
- Do usług mała. - uśmiechnął się i puścił oczko.
Nie czułam ani zimna, ani ciepła, nic. Poprostu podziwiałam, nie poddawałam się innym bodźcom.  Staliśmy tak jeszcze z 10 minut kiedy Jake wyrwał mnie z podziwu.
- Wracajmy już, późno się zrobiło. Odwiozę Cię do domu.
- Nie musisz, poradzę sobię.
- Wolę widzieć, że dotarłaś cała i zdrowa do domu.
- No ok.

Taksówkarz zawiózł nas pod blok. Jake otępiały wyszedł i patrzał jak wryty w mój nowy "dom".
- Żartujesz prawda? Wcale tu nie mieszkasz?
- Coś Ci nie pasuje? Tu właśnie, sama góra!
Jake milczał a ja zdezorientowana podążyłam na górę. Na schodach usłyszałam kroki za sobą, wiedziałam, że to Jake. Miał takie specyficzny chód. Otworzyłam drzwi i weszłam do mieszkania.
- Wchodzisz?
- A mogę?
- Nie. Masz stać przed progiem i się nie ruszać.
- Jak chcesz.
- No dawaj, Jake.
Powoli wszedł i patrzał niedowierzającym wzrokiem. Dopiero po chwili usiadł w moim fotelu i zaczął przyglądać się pokojowi. Nie rozumiem, co tych wszystkich ludzi przyciąga do mojego kochanego fotela?!
- Ładnie tu jak na tą całą okolicę, nawet tv masz.
- Dzięki. Chcesz coś do picia?
- Nie dziękuję.
- Okej. Poczekasz chwile? Przebiorę się.
- Nie ma sprawy, tylko uważaj bo może tu gdzieś czai się podglądacz.
- Tak pewnie, nazywa się Jacob.
Poszłam się przebrać w swoją ulubioną piżamkę i wróciłam do Jake, który widząc mnie zaczął się niemożliwie śmiać.
- Taka ostra Lily śpi w piżamce z Hello Kitty? - dalej nie przestawał się śmiać.
Spojrzałam na niego z ukosa i włączyłam mój retro telewizor.
- Która godzina?
- 22.
- Nie powienieneś już iść?
- Wyganiasz mnie? Jeszcze wczoraj ze mną spałaś i nie przeszkadzałem Ci.
Cios poniżej pasa. Teraz zaczynać ten temat?
- To co działo się wczoraj jest nieważne, robilam to nieświadomie. Pewnie to ukartowałeś.
- Skąd, ale byłaś taka urocza tuląc się do mnie i całując co chwile.
W mojej głowie pojawiały się jakieś urywki tych chwil i zaczęłam się krzywić.
- No co Lil, byłem aż taki zły? Źle się całuje?
- Myślę, że już pora na Ciebie.
Chłopak niechętnie wstał z łóżka i wyszedł. Zamknęłam drzwi na klucz i rzuciłam się na swoje łóżko. Było całkiem wygodne! Postanowiłam napisać do Petera. Albo teraz albo nigdy!
" hiho Peter! Co u Ciebie? Ja aktualnie jestem w NY. Wybacz, że nie powiedziałam Ci wcześniej... "
Myślałam, że umrę w oczekiwaniu na odpowiedź... Pewnie nie odpisze, pomyśli, że to głupi żart. Bip Bip. Poczułam wibracje.
" Jak to nie powiedziałaś? Ileś tam tysięcy kilometrów stąd a Ty mi nie powiedziałaś? Cholera Lily! Widzę, że nie jesteśmy przyjaciółmi. Nie pożegnałaś się nawet ze mną! Przyjaciołom mówi się wszystko! Zawsze! Nie obchodzi mnie co tam robisz lub po co wyjechałaś! Do cholery, czy nie powinnaś mi powiedzieć, że gdziekolwiek jedziesz? Pojechałbym z Tobą... albo cokolwiek. Poświęcasz naszą przyjaźń tak se o?"
Wiedziałam, że Peter się nie ucieszy. Ba, że nawet nie oleje tego. Tylko proszę, zaakceptuj to...
" Nigdy bym nie poświęciła naszej przyjaźni dla czegokolwiek. Nie chciałam Ci mówić, masz swoje życie, wszystko zaplanowane. Proszę, nie gniewaj się..."
Nie gniewaj się, taaaa... Jak on ma się nie gniewać. Peter łatwo nie wybacza. Pewnie gdyby mógł to wpakowałby się w najbliższy samolot i zjechał mnie od góry do dołu. Peter. Cóż...
" Właśnie ją poświęciłaś. Rób tam co chcesz... Od dziś mnie to nie obchodzi. Trzymaj się Lily... "
Co?! Czemu?! Głupia... Co ja sobie wyobrażałam? Może, że poklepie mnie po ramieniu i powie: " Oh Lily! Oczywiście, wyjeżdzaj gdzie chcesz bez słowa, zaczynaj nowe życie beze mnie a ja dalej będę Twoim przyjacielem" ! Spieprzyłaś sprawę Lily...
" Peter... Kocham Cię. Wiesz o tym. Zawsze będziesz moim najlepszym przyjacielem."
Rzuciłam telefonem, nie było szans, żeby odpisał. Dałam plamy na całej linii. Ale jaki miałam wybór. Przyjaźn vs nowe życie? I wybrałam... Nawet o tym nie myślac... Trudno. Już wybrałam, nie cofne swojej decyzji. Żegnaj Peter. Żegnaj Londynie. Witaj Nowy Yorku. Witaj nowe życie!

7 comments:

  1. Wkońcu moja bohaterka! ;D
    Boskie! ; *
    P.S. Daj numer do Petera haha

    ReplyDelete
  2. Strasznie mi się podoba;D!!!!!!!!

    ReplyDelete
  3. http://unforgettablememories.blog.onet.pl/
    Moje opowiadanie, jak prosiłaś.

    NA razie powstał prolog, ale postaram się jak najczęściej dodawać nowe rozdziały ;)

    Pozdrawiam :D

    ReplyDelete
  4. podoba mi się twój styl pisania, zresztą fabuła też niczego sobie.
    stworzyłam właśnie pierwszy rozdział więc zapraszam na mj debiut!
    http://theirworld.blog.onet.p

    ReplyDelete
  5. This comment has been removed by the author.

    ReplyDelete
  6. CUDOWNY CUDOWNY i jeszcze raz CUDOWNY rozdział;)
    Strasznie podoba mi sie twój styl pisania jest niesamowity;)
    Tak samo jak blog i fabuła;)

    ReplyDelete